poniedziałek, 27 czerwca 2016

"Gildia magów" - Trudi Canavan

Nadchodzą Czystki - moment, gdy wszyscy magowie z Imardinu zbierają się, by oczyścić ulice z bezdomnych, żebraków i uliczników. I byłby to dzień jak każdy, gdyby nie to, że po pozbyciu się niechcianych z miasta pewna młoda dziewczyna ciska z całej siły kamieniem w magiczną tarczę,  który przenika przez nią i dotkliwie rani jednego z magów. Teraz Gildia ma nowe, całkowicie niebezpieczne zadanie - czas znaleźć nieszkoloną magiczkę, zanim jej nieokiełznana moc wyrządzi więcej szkód, niż ktokolwiek mógłby się spodziewać. 

Masz dość powtarzających się wydarzeń, które widziałeś już po raz enty na kartach często czytanych młodzieżowych książek? Chcesz odpocząć od irytujących głównych bohaterek, które przez pół rozdziału zastanawiają się, jaki smak płatków będzie lepiej komponował się ze zbożową kawą? A może pragniesz wybrać się w podróż do pełnego magii, czarów i magów miejsca, w którym dzieją się tak niesamowite i zadziwiające rzeczy?
Poznaj więc historię, która mimo chwilowych zawahań należy do jednych z najpiękniejszych i najbardziej ekscytujących, z jakimi kiedykolwiek miałam do czynienia. Przyjrzyj się bliżej obdarzonej magicznymi mocami Sonei, dziewczyny, która swoją siłę, determinację i poświęcenie dla swoich najbliższych okazała nie raz, choć okoliczności temu nie sprzyjały. Choć przez chwilę przenieś się myślami do Imardinu, gdzie magia, bieda i bogactwo mieszają się w jedno, tworząc mieszankę wybuchową. I pozwól się ponieść własnej wyobraźni, która da Twoim ulubionym bohaterom przeżyć jeszcze więcej zapierających dech w piersiach przygód. 
Zakochałam się w przesłaniu, które pośród wierszy pełnych akcji sprytnie ukryła Trudi Canavan. Autorka poruszyła problem ludzi, którzy tak jak Sonea żyli na obrzeżach miasta, w slumsach; problem dyskryminacji innych, tworzenia stereotypów, które wcale nie mają tak dużo wspólnego z prawdą. Dla większości magów, którzy podjęli się śledztwa i sprowadzenia dziewczyny w mury siedziby Gildii nie liczyła się jej ogromna moc czy potencjał, jaki mogliby wykorzystać w przyszłości - sam fakt, że wychowała się i żyje pośród złodziei i żebraków skreślał jej możliwości pozostania zdolną magiczką.
Historia przedstawiona w Gildii magów jest podzielona na dwie części: w głównej mierze toczy się właśnie wokół zabawy w kotka i myszkę Sonei i magów, a także spekulacji, czy dziewczyna z nizin może zostać przyjęta w mury akademii magicznej, druga część zaś traktuje o powolnym zdobywaniu zaufania dziewczyny, odkrywaniu jej talentów, ambicji, a także przeszłości, którą tak od początku negowali.  Obie z nich natychmiast przypadły mi do gustu ze względu na swój trochę ciężki, aczkolwiek raczej niespotykany klimat, który od pierwszej strony otula czytelnika podejrzeniami niczym tiulowym welonem - nie mogłam powstrzymać natłoku pytań, które coraz gęściej kłębiły się w mojej głowie. Czy magowie chcą ją skrzywdzić? Jaką decyzję podejmie Sonea? Kim jest dla dziewczyny Cery? Jak się to wszystko rozwiąże? to tylko z niektórych, jakie nasuwały mi się na myśl podczas zajmującej lektury.
Szczerze powiedziawszy, styl autorki jest odrobinę ciężki, szczególnie na początku, kiedy ilość nowych nazw i pojęć nieco nas przytłacza, lecz gdy tylko odnalazłam się w świecie przedstawionym przez Trudi Canavan, udało mi się w niego wciągnąć. Niestety, właśnie z nim łączy się jeden z największych błędów, jakich doszukałam się w Gildii magów - pierwsza część historii wydała mi się nudna i nie raz modliłam się, by coś nareszcie się wydarzyło. Wydaje mi się, że podczas ciągłej ucieczki Sonei przed magami autorka wpadła w pewną monotonię: towarzyszom magiczki udaje się znaleźć jakiś przytulny kącik na kilka dni, magia dziewczyny wymyka się spod kontroli i przyjaciele muszą uciekać z miejsca zamieszkania, a w tym samym czasie magowie wpadają na ich trop i rozpoczyna się gonitwa na łeb, na szyję. Chwilowo naprawdę sama nie wiedziałam, co byłoby lepsze - dalsze chowanie się przed natarczywymi czarodziejami, czy oddanie się bez walki w ich ręce, przynajmniej po to, by ta nieustanna, nieco chaotyczna bieganina w końcu się skończyła. 
Jedno, co muszę z pewnością przyznać to bardzo dobre wykreowanie bohaterów, których polubiłam od pierwszej kartki. Naprawdę zaskoczyła mnie finezja, z jaką została stworzona postać Sonei; nie spodziewałam się tak wrażliwej, empatycznej i przyjacielskiej dziewczyny, która zarazem potrafi zdobyć się na ogromną odwagę i poświęcenie dla najbliższych, kiedy zachodzi taka potrzeba. To nie jest też tak, że nie posiada ona wad, broń Boże, nie - po prostu zaskoczył mnie jej fascynujący charakter, na którego ubranie w słowa nie zdobyłby się niejeden autor. Polubiłam również Rothena oraz Dannyla, czyli magów, którzy gorliwie poszukiwali dziewczyny, przy okazji starając się zyskać jej zaufanie i sympatię. Mam nadzieję, że ich wątek zostanie bardziej rozwinięty w Nowicjuszce, drugim tomie.
Słowem podsumowania, gorąco polecam Wam lekturę tej książki. Co prawda nie jest idealna, posiada kilka wad i z pewnością nie można nazwać jej arcydziełem, ale kilka z jej aspektów zdecydowanie zasługuje na szerszą publikę.

Ocena - 8/10

Zdjęcie pochodzi ze strony www.lubimyczytac.pl

czwartek, 23 czerwca 2016

OGŁASZAMY NABÓR NA KSIĄŻKOWEGO BOHATERA!

UWAGA, UWAGA! WAŻNE OGŁOSZENIE!

źródło: www.militarywifeandpuglife.com
CHCIAŁBYŚ ZABŁYSNĄĆ JAKO BOHATER NOWO POWSTAJĄCEJ KSIĄŻKI? OD DAWNA MARZYŁEŚ O SŁAWIE, PRZEŻYŁEŚ LUB WYDAWAŁO CI SIĘ, ŻE PRZEŻYŁEŚ CHCIAŁBYŚ PRZEŻYĆ NIESAMOWITE PRZYGODY NA KARTACH POWIEŚCI, ALE JESZCZE NIE MIAŁEŚ OKAZJI SIĘ WYKAZAĆ? SĄDZISZ, ŻE TWOJA ZAWIŁA I STEREOTYPOWA DO BÓLU OSOBOWOŚĆ POTRZEBUJE PIEŚNI POCHWALNYCH I WYSUBLIMOWANYCH OPISÓW, LECZ NIKT, MIMO WIELU PRÓŚB, NIE SPEŁNIŁ TWOJEJ ZACHCIANKI? A MOŻE MASZ OCHOTĘ NA KILKASET STRON PEŁNYCH NIEJEDNOZNACZNYCH WYBORÓW, INTRYG, WAŻNYCH DECYZJI I PRZYSŁOWIOWEGO MASŁA MAŚLANEGO  STANIA W ŚWIETLE REFLEKTORÓW? 
JEŚLI TAK, TO TA NOWA INICJATYWA JEST WPROST DLA CIEBIE!

Zasada jest prosta - spełnij te kilka dość banalnych warunków, a Twoja droga do sławy zostanie uroczyście otwarta!

ZASADA PIERWSZA - RODZINY SIĘ NIE WYBIERA!
źródło: www.giphy.com
Żyjesz w niepełnej rodzinie? Jedno z Twoich rodziców opuściło Cię, spadło do Czarnej Dziury w niewiadomych okolicznościach lub postanowiło szukać sławy, zostawiając drugą połówkę z problemami finansowymi i gromadką dzieci? Och, jak nam przykro, składamy kondolencje. Lecz teraz, oprócz wypłakiwania sobie oczu w poduszkę i obwinianiu gwiazd o swój nędzny los, możesz się nareszcie uśmiechnąć (ale tylko raz i na krótką chwilkę, aby nie zburzyć nastroju!), bo w osiemdziesięciu procentach spełniasz już jeden warunek, aby zostać naszym książkowym bohaterem! Nareszcie czas przestać przejmować się tym, że: a) Twoja macocha/ojczym poniża Cię na każdym kroku i zmusza do wykonywania ciężkich prac domowych (STOP MYCIU OKIEN!), b) czujesz się najbardziej niedoceniony i opuszczony spośród siódemki rodzeństwa i zazdrosny o uwagę wiecznie zapracowanego i pragnącego sławy ojca/matki, c) od trzeciego roku życia jesteś przetrzymywany w komórce pod schodami i karmiony resztkami ze stołu, d) dzieci ojca/matki z drugiego małżeństwa poniżają Cię i udowadniają swoją wyższość, paradując po domu w nowych converse'ach i z iPhonem w ręku, gdy Ty nadal nie wiesz, co to Internet. Jeżeli zaś spełniasz wszystkie powyższe wymagania - gratulacje, you're the only one to get this role!

ZASADA DRUGA - BŁYSZCZENIE W TOWARZYSTWIE NIE JEST TRENDY!
źródło: www.playbuzz.com

Mówią, że na pustyni jest się samotnym, ale równie samotnym jest się wśród ludzi - a Ty, odkąd tylko pojawiłeś się na tym świecie, jesteś gorliwym wyznawcą tej idei! Nigdy nie możesz dogadać się z rasą ludzką, wdajesz się w kłótnie, kilkukrotnie byłeś ofiarą wyzwisk i docinków, a nawet nauczyciele zdają się Ciebie nie lubić - dlatego od chwili, gdy zawitałeś w progi koszmarnego, ociekającego krwią niewinnych więzienia demonów, którego strzegą najpotworniejsze maszkary, jakie stworzył dotąd niesprawiedliwy świat szkoły, nauczyłeś się siedzieć cicho, nie odzywać i z przestrachem przytakiwać na wszystko, co powiedzą Twoi wrogowie i prześladowcy. Twoja sukienka jest okropna!, mówią, Boże, aleś ty śmieszna!, mówią, Współczuję twojej matce, że musi cię znosić, mówią... a Ty co? Tak, jestem najgorsza, moja sukienka jest okropna, jestem śmieszna, współczuję swojej matce, tak, tak, to wszystko prawda. I byłbyś pewnie zginął już dawno w czeluściach piekieł, gdyby nie ona. Jedyna osoba, która Cię w stu procentach rozumie, pomaga Ci, słucha Twoich niekończących żali, jest skora do poświęceń i była przy Tobie, odkąd tylko się spotkałyście - mowa tu oczywiście o szkolnej woźnej Twojej najlepszej i jedynej przyjaciółce! Standardowo, musi być ona outsiderką, nosi glany, czarne ciuchy, słucha metalu i ma kolczyki we wszystkich miejscach, które tylko dało się przekłuć. Ledwo zdała do następnej klasy, podczas gdy Ty zawsze byłaś prymuską? Przeklina, pije, pali, kiedy Ty nawet nie pomyślałeś, by to zrobić? Gratulacje, przeszedłeś do następnego etapu!


ZASADA TRZECIA - SAMOOCENA JEST PRZECIEŻ NAJWAŻNIEJSZA!

źródło: www.wifflegif.com
Zawsze wiedziałeś, że to wszystko nieprawda. Zawsze byłeś pewien, że jesteś stworzony do wyższych celów, że gdzieś, hen, hen, daleko, czeka na Ciebie przeznaczenie i lepsze życie - a dotychczasowe męki to tylko preludium tego, co Cię czeka, gdy będziesz musiał uratować świat. Zaraz znajdę w szafie Narnię! Jutro dostanę list z Hogwartu! Z pewnością wygram Eliminacje! I zgłoszę się jako ochotnik do Igrzysk Śmierci!, tak brzmią zeznania świadków, którzy twierdzili, że takie to nieprawdopodobne okrzyki wyrzucałeś z siebie przez sen. Przecież w gruncie rzeczy nie jesteś taki zły - rzucasz niezłymi ripostami, masz dźwięczny śmiech, świetne poczucie humoru, wiesz, czym różni się salamandra od jaszczurki, potrafisz w sekundę obliczyć, ile to jest dwanaście do potęgi sto czterdziestej dziewiątej i recytujesz z zamkniętymi oczami kolejne wersy Iliady. Co prawda to nie jest jakiś superarcyciekawy wynik i z pewnością są od Ciebie lepsi, ale... chociaż? Może to jednak wcale nie jest wyznacznik tego, czy jesteś interesującą osobą? Przecież nikt nigdy Cię nie chwalił, nie doceniał, nie hołubił i całował po nogach wspierał - musi być jakaś tego przyczyna! Podsumowując - jesteś najgorszy, brzydki, nazywasz siebie beztalenciem i chodzącym koszmarkiem, ale tak czy tak masz ukryte przeznaczenie, które kiedyś będzie Ci dane wypełnić. Tak jest? Gratulacje, zmierzmy się z kolejnym zadaniem!

ZASADA CZWARTA - KAŻDĄ DECYZJĘ NALEŻY NIE PRZEMYŚLEĆ!

źródło: www.giphy.com
Ty zawsze masz rację. Żyjesz na zasadzie, że tak naprawdę nikt nie może wiedzieć czegoś lepiej od Ciebie, bo to Ty więcej w życiu przeszedłeś i nie warto kłócić się z Twoimi ideami. Jesteś najmądrzejszym człowiekiem żyjącym na Ziemi, po co będziesz myślał nad podjęciem jakiejkolwiek swojej decyzji? Niby z jakiego powodu masz brać do serca rady przyjaciół i współpracowników, którzy z pewnością pragną jedynie się popisać? Jeśli wybierzesz źle, to najwyraźniej będziesz musiał przyjąć na klatę konsekwencje... ale, pfff, czy kiedykolwiek wybrałeś źle? Owszem, bywasz odrobinę niezdecydowany, ale w chwilach zagrożenia ZAWSZE w dobrym momencie decydujesz, kiedy wywiesić białą flagę na znak rezygnacji. Jesteś właśnie taki? Twierdzisz, że najlepsze decyzje podejmuje się pod wpływem chwili i to one zazwyczaj przynoszą Ci najwięcej szczęścia? Nigdy nie bierzesz na poważnie tego, co wmawiają Ci znajomi? Tak, tak, to Ciebie szukaliśmy przez tyle czasu!

Spełniasz wszystkie te warunki? Gratulacje, właśnie zostałeś bohaterem naszej nowej książki! Przewidujemy dla Ciebie świat pogrążony w rozpaczy, który będziesz mógł bonusowo uratować, a jeżeli wyrazisz chęć, dodamy parę zwrotów akcji! 

Na samym początku chciałabym Wam bardzo podziękować za ogromny odzew pod ostatnim postem okołoksiążkowym, te pochwały i dobre słowa pod jego adresem naprawdę dały mi niezłego "kopa" do działania. Dzisiaj przyszłam do Was z postem o książkowych bohaterach, a raczej o schematach, jakie są wykorzystywane przy ich tworzeniu - jeśli czytacie mojego bloga od dłuższego czasu, to dobrze wiecie, że prawie zawsze mam coś złego do powiedzenia na ich temat, za to nigdy nie czuję się stuprocentowo usatysfakcjonowana. Tym razem dałam spory upust moim emocjom i mam nadzieję, że taki temat również przypadł Wam do gustu!
Pozdrawiam!
Patty
PS. To już setny post na moim blogu, ależ to zleciało!

piątek, 17 czerwca 2016

"Korona" - Kiera Cass

Przyszedł czas zakończyć Eliminacje. Eadlyn musi podjąć decyzję, która zaważy na jej dalszym życiu - to od niej będzie zależało, komu postanowi oddać miejsce u swojego boku. Trzydziestu pięciu kandydatów, a jedno serce... czy ktokolwiek zasłuży sobie na to, by je zdobyć? Co okaże się ważniejsze w wyborze przyszłej władczyni?
Zwieńczenie bestsellerowej serii "Rywalki" nigdy nie było tak gorączkowo wyczekiwane przez światową publiczność. 

Ta powieść jest jednocześnie słodka i gorzka. Słodka - bo tutaj wszystko się nareszcie rozwiązuje. Eliminacje dobiegają końca, Eadlyn odnajduje swój cel w życiu, a jeden z trzydziestu pięciu kandydatów doczekuje się spokojnego i szczęśliwego losu u boku przyszłej królowej. Gorzka - bo to nasze ostatnie spotkanie z Illeą, wspaniałą rodziną królewską i wszystkim, co wiąże się z niegdyś pokochanym przez nas światem. To brutalne zderzenie z rzeczywistością, która pragnie nam powiedzieć, że po wielu wspólnych wspomnieniach nadszedł czas pożegnania. A Kiera Cass rozpaczliwie pragnie, aby właśnie to pożegnanie utkwiło nam w pamięci jako jedno z najboleśniejszych w naszym życiu. Jednak... czy jej się to udało?
Tym razem, o dziwo, obejdzie się bez większych zachwytów. Koleżanka, która pożyczyła mi "Koronę" zapowiadała, że to zdecydowanie najlepsza część z całej serii, gdzie na każdej stronie znajdę niesamowite wydarzenia i świetnie uknute intrygi. I owszem, muszę przyznać, że w pewnym sensie fabuła była pełna zaskoczeń, a nie raz po prostu nie mogłam uwierzyć w to, co dzieje się na kartach tej powieści - ale żeby być z Wami szczera, poza tymi krótkimi momentami akcja wlokła się tak bardzo, że niemożliwością stało się niespoglądanie na zegarek i odliczanie czasu do końca. Może odrobinę przesadzam, ale w porównaniu do poprzednich tomów, gdzie Kiera Cass była w stanie trzymać nas na brzegu fotela od pierwszej do ostatniej strony, "Korona" wypada najzwyczajniej w świecie blado. Słabo wykreowany wątek fabularny,  dosyć zagmatwane zakończenie i bezsensowne lanie wody przez bite trzysta stron... to tylko z niektórych wad, jakich się doszukałam podczas końcowej przygody z Eadlyn, a uwierzcie mi, że od zwieńczenia serii spodziewałam się istnego efektu wow. Czy go dostałam? Nie. Czy jestem jednak zawiedziona? Ciężko powiedzieć. 
Pierwszą rzeczą, o której muszę wspomnieć, jest wykreowanie bohaterów. Z pewnością dobrze pamiętacie, z jak dużymi kontrowersjami spotkała się postać Eadlyn z "Następczyni" - w niejednej recenzji możemy znaleźć istne poematy opisujące jej agresję, chłód i obojętność wobec swoich poddanych. Tutaj, w "Koronie"... przechodzi ogromną przemianę. Posiada wszystkie cechy, jakie powinna mieć prawdziwa, szlachetna królowa i wszystko byłoby dobrze, gdyby nie fakt, że te zmiany zachodzą praktycznie natychmiast. Kiera Cass odebrała nam możliwość obserwowania powolnego rozwoju charakteru Eadlyn, towarzyszenia jej w momencie, w którym osobowość i sposób myślenia księżniczki diametralnie się zmienia. I wiem, że taki obrót sprawy wielu osobom się spodobał, ale mnie widok uczynnej, pełnej poświęceń i wrodzonej troskliwości Eadlyn już od pierwszej strony po prostu zniechęcił.
Inną sprawą jest zaś przedstawienie kandydatów, którzy pozostali w zamku, by dalej walczyć o rękę księżniczki. W "Następczyni" naprawdę ciężko było mi się do nich przekonać, a ich wygląd i charaktery zlewały się w jedno, nie pozwalając się od siebie odróżnić - teraz, gdy było ich zdecydowanie mniej, Kiera Cass postarała się i stworzyła dla każdego odrębną historię, odrębne cechy, za które bezwarunkowo ich polubiłam. Jednak samego wątku Eliminacji w "Koronie" było akurat bardzo mało - autorka skupiła naszą uwagę przede wszystkich na sprawach rodzinnych państwa Schreave oraz przygotowaniach do przejęcia przez Eadlyn nowej, całkowicie nieznanej dotąd roli.
Ciężko kończy się serię, która niegdyś tyle razy złamała nasze serce. Ciężko pożegnać się z bohaterami i pozwolić im odpłynąć gdzieś daleko na półkę "czytałam i pokochałam", wiedząc, że już nigdy więcej nie dowiemy się, co było dalej. Ciężko też stwierdzić, że koniec końców zwieńczenie serii "Rywalki" nie było tak dobre, jak sobie wyobrażałam. Ale wiedzcie, że mimo to z całego serca będę polecać Wam twórczość Kiery Cass, nieważne, jakich wymówek użyjecie przeciwko temu. Myślę, że warto poznać jej magię.

Ocena - 7/10

Zdjęcie pochodzi ze strony www.lubimyczytac.pl

piątek, 10 czerwca 2016

[PRZEDPREMIEROWO] - "Ból za ból" - Jenny Han i Vivian Siobhan

Pocztówkowo piękna wyspa Jar z pozoru sprawia wrażenie istnego raju dla turystów - nieziemskie plaże, domki i zapierające dech w piersiach widoki to tutaj sielankowa codzienność. Jednak kiedy ostatni prom odwożący odwiedzających znika za horyzontem, zamykając tym samym letni sezon, nikt nie wie, że tuż za rogiem... powoli rozpętuje się piekło. 
 Lillia, Kat i Mary zadbają, aby niektórzy dostali za swoje - nieważne, jakie konsekwencje za sobą pociągną. 
Zdrady, zemsty, przyjaźń i nienawiść łączą się w jedno w niezwykłym duecie Jenny Han i Siobhan Vivian, śledząc losy trzech dziewczyn, których los zdążył niezmiernie doświadczyć.

Nie mam pojęcia, jak odbierzecie tę historię. Może wzbudzi w Was rozszalałe emocje, które ciężko opisać - może wręcz przeciwnie, będziecie mieli ochotę czym prędzej podzielić się ze światem bolesnym zawodem, jaki Was spotkał na kartach "Ból za ból". A może po prostu stwierdzicie, że cała ta opowieść nic w Was nie poruszyła i nie stracilibyście zbyt dużo, gdyby losy Wasze, Lillii, Kat i Mary nigdy się nie skrzyżowały. Jednak zanim przystąpicie do lektury, pozwólcie, że dam Wam pewną celną wskazówkę. 
Tak oryginalnej opowieści już dawno nikt Wam nie opowiedział. 
Ale, ale. Zacznijmy od początku.
Jenny Han i Vivian Siobhan to duet pisarski, który razem mógłby zniszczyć świat i odbudować go od nowa, tylko że na swoich warunkach - i to dosłownie. Nie jestem w stanie nawet sobie wyobrazić, jak wielki wkład musiała mieć każda z nich, aby efekt był tak niepodważalnie wspaniały - pod tym względem, uwierzcie mi, chyba dawno nie miałam okazji poznać lepiej dopracowanej i pełnej fascynujących szczegółów opowieści. Przyznam, że nie dokładnie tego się spodziewałam i do samego końca byłam pod ogromnym wrażeniem, jak autorkom udało się mnie zaskoczyć - bo "Ból za ból" odstaje od innych książek młodzieżowych nie tylko tematyką (w końcu nierzadko główni bohaterowie skupiają się na zemście!), ale też niesamowitą, pełną intryg atmosferą, która otacza pozornie sielankowe liceum wyspy Jar. Wiem, że to zabrzmi dziwnie, ale czytając tę powieść wczułam się w nią do tego stopnia, że poczułam się... inaczej. W zależności od postaci prowadzącej mnie w kolejne zawiłości tej historii cały czas zmieniałam skórę i stawałam się kimś innym; to nieco bojaźliwą, jednak powoli odnajdującą siebie Mary, to buntowniczą i odważną Kat, a nawet Lillią, która stara się znaleźć dla siebie właściwe rozwiązanie - najlepsze dla siebie i dla swojej siostry, z którą łączy ją naprawdę ogromna więź. Właśnie, więzi - to właśnie o nich, o ich sile, nie o zemście tak naprawdę opowiada nam "Ból za ból". Dawna przyjaźń pomiędzy Rennie i Kat, relacje Lillia-Rennie i Lillia-Kat, zawiązująca się przyjaźń "spiskujących" dziewcząt, a także historia o znajomości Mary i kolegi z dzieciństwa... to tylko jedna trzecia tego, co czeka nas na kartach tej powieści, ale nawet przez jeden krótki moment nie poczułam się zagubiona czy zdezorientowana tym, co się tu dzieje. Na wyspie Jar wszyscy znają wszystkich i każdy ma o innych odmienne zdanie - czy to nie prawdziwe? Vivian Siobhan i Jenny Han po stokroć przeczą wszystkim stereotypom, które dotąd utarły się w literaturze młodzieżowej, tworząc świat brutalny i pełen rzeczywistych zagrań, jakie serwuje nam los. Nie umniejszając przy tym ogromnej dawki humoru, przy której nawet najbardziej zatwardziały mruk będzie musiał się uśmiechnąć. 
Pozwólcie, że przejdę do bohaterów, którzy mimo pewnych niedociągnięć urzekli mnie... jak nigdy. Obawiałam się na myśl o narracji poprowadzonej przez trzy osoby; byłam pewna, że w pewnym momencie ich charaktery staną się zbyt podobne, wręcz mdłe i cała opowieść straci blask, na który sobie solidnie zapracowała. I owszem, z początku były z tym problemy - zapominałam, która z bohaterek jest która i jakie relacje łączą ją z innymi, ale gdy tylko wyłowiłam ich charakterystyczne cechy, rozróżnianie narracji przestało być jakimkolwiek problemem. Każda z postaci jest na swój sposób ciekawa i oryginalna, a odkrywanie ich przeszłości oraz zmian, jakie czyniła w nich znajomość z innymi sprawiała mi... co tu ukrywać, ogromną frajdę. Ciężko mi wyodrębnić jedną opowieść, która spodobała mi się najbardziej; myślę, że najlepszym rozwiązaniem będzie wyznać, że niezwykle mnie poruszyły i z każdym krokiem byłam coraz bardziej za powodzeniem akcji, jaką wymyśliły dziewczyny. A przyznam, że przy realizacji ich "złowieszczych" planów uśmiałam się jak nigdy, poznając wszystkie szczegóły nawet najbardziej szalonych pomysłów.  
Polubiłam wszystkie dziewczyny, ale nie ukrywam, że najbardziej związałam się z Kat. Wiem, że właśnie ją można by było uznać za nieco schematyczną postać z powodu upartego i buntowniczego charakteru, ale tym razem jestem pewna, że jako jedyna to właśnie ona ma powody do tego, by stać się zimna i okrutna dla otaczających ją ludzi. W przeciwieństwie do Mary i Lillii, Kat wciąż musi zmagać się z koszmarem, który nawiedza ją od chwili kłótni z najbliższą przyjaciółką - jej postawa wobec narastających plotek i obelg pokazuje, że warto się nie poddawać, nawet w obliczu niemal depresyjnej sytuacji. "Ból za ból" po trochu traktuje o problemie przemocy psychicznej, zarówno wśród dzieci, jak i młodzieży ale... w zupełnie inny sposób, niż zazwyczaj przedstawiają tą sprawę autorzy. Tutaj ofiary nie szukają pomocy - zrobią wszystko, aby sprawić, by ich oprawcy poczuły się tak samo, jak one. 
Przyszedł czas na podsumowanie, ale myślę, że jest w pewien sposób jednoznaczne - dokładnie za pięć dni "Ból za ból" ujrzy światło dzienne, a ja oczekuję, że wielu z Was właśnie w ten dzień popędzi do księgarni, by ją zakupić. Oby spodobała się Wam tak mocno, jak mi, bo uważam, że jest to książka naprawdę warta uwagi!

Ocena - 9/10

Za książkę i możliwość poznania perypetii nastolatków z wyspy Jar serdecznie dziękuję Wydawnictwu Feeria Young!

niedziela, 5 czerwca 2016

"Korona w mroku" - Sarah J. Maas

Celaena Sardothien, po tym jak została Królewską Obrończynią, ma do wykonania niezliczoną ilość zabójstw na życzenie króla. Marząc o upragnionej wolności, musi zgadzać się na każdy kaprys władcy, tylko potajemnie myśląc o rebelii. A tymczasem krążą plotki, że dawno zaginiona Aelin Galathynius przewodzi bandą powstańców i niedługo zamierza ruszyć na królewski dwór... by odkryć tajemnice, jakie władca Erilei zazdrośnie skrywa. 

Zacznę niewątpliwie oryginalnie, gdyż od pewnego osobliwego stwierdzenia: elektroniczna wersja Korony w mroku, jaką miałam okazję przeczytać, liczyła sobie niewiele ponad osiemset stron. I z początku moja euforia dosłownie nie miała granic - znów będę miała okazję na spotkanie z Celaeną, Chaolem i Dorianem, znów poznam tajemnice, magię, pełen intryg dwór królewski, doświadczę kolejnych walk i przelanej krwi przeciwników. Pozwolę się zatopić na kilka godzin w pasjonującej gonitwie za wolnością, własną tożsamością i radzeniem sobie z tym, co już dawno powinniśmy zapomnieć. Chciałam czegoś...
Stop. Bo czegokolwiek bym nie wtedy chciała, to w osiemdziesięciu procentach na kartach Korony w mroku tego nie dostałam. 
To nie jest tak, że Sarah J. Maas mnie zawiodła. To nie jest też tak, że historia była zła - bo była fenomenalna, złożona i pełna zwrotów akcji. Nie oskarżam bohaterów, gdyż zakochałam się w nich jak nigdy dotąd, a nawet polubiłam tych, których na początku znieść nie mogłam. Tylko... przez te wyżej wspomniane osiemset stron nie wciągnęłam się w tę książkę. Chciałabym teraz coś poczuć, powiedzieć, że poruszyła mnie do głębi, żeby nie dopuścić do siebie wiadomości, że tak naprawdę Sarah J. Maas nie wzbudziła we mnie żadnych emocji. Ale nie mogę. I oprócz żałosnej pustki wokół perypetii Zabójczyni tak naprawdę już z tej książki nic nie pamiętam, jak mocno bym się nie starała zatrzymać ją w swoim sercu na jeszcze jedną chwilkę dłużej. I w sumie próbowałam znaleźć przyczynę, dlaczego Korona w mroku trochę nie spełniła moich wymagań: a to ciężko było przyzwyczaić do e-booków, a to po prostu długi przestój w czytaniu spowodował, że teraz trudno mi się wciągnąć w jakąkolwiek pozycję. A może po prostu postawiłam tej książce zbyt wysoką poprzeczkę, której po prostu nie przeskoczyła?
Od samego początku widzimy Celaenę w nowej roli - roli Królewskiej Obrończyni. Pierwsze, co rzuciło mi się w oczy w jej wykreowaniu to niesamowita zmiana, jaka zaszła w dziewczynie od czasów rozstrzygającego turnieju - w szczególności to, jak postrzega swoich przyjaciół i ile jest w stanie poświęcić dla ich dobra. Porównując bezlitosną zabójczynię, jaką była podczas akcji Szklanego tronu, oraz tą, która pracuje na usługach króla... nawet ciężko uwierzyć, że to jedna i ta sama osoba. Nie, nie zrozumcie mnie źle, nie stała się łagodnym barankiem, który trzepocze rzęsami i wzdycha do każdego napotkanego żywego stworzenia - po prostu nauczyła się wykorzystywać swoje umiejętności w taki sposób, by działać w obronie tych, których kocha. Korona w mroku to była swoista próba dla Celaeny, próba, w której na przemian traciła i odzyskiwała swoich bliskich, by w końcu zrozumieć, kto jest dla niej ważny. Właśnie - ważny. Pamiętacie Doriana i Chaola? O dziwo, udało mi się polubić kapitana gwardii, który odsłonił drugie oblicze i stał się dla Celaeny naprawdę potrzebnym wsparciem, osobą, na którą zawsze mogła liczyć. 
Ciężko mi cokolwiek więcej powiedzieć o tej książce. Mam na elektronicznej półce Dziedzictwo ognia, więc... cóż, przeczytamy, zobaczymy. Jeśli chodzi zaś o drugi tom, to radzę Wam go przeczytać. Przypuszczam, że i tak jestem jedyną osobą, która ma do oceny jakiekolwiek wątpliwości.

Ocena - 7/10

Zdjęcie pochodzi ze strony www.cyfroteka.pl

środa, 1 czerwca 2016

[ZAPOWIEDŹ] - "Ból za ból" - Jenny Han i Siobhan Vivian


Pocztówkowo piękna wyspa Jar jest istnym rajem - turystyczne sklepiki, dziewicze plaże i niesamowite domy tworzą mieszankę idealną. Jednak to właśnie tam trzy dziewczyny planują złowieszczą zemstę...
Kat jest zmęczona zastraszaniem przez rzekomego najlepszego przyjaciela. Lillia zawsze była porównywana do swojej młodszej siostry, także gdy odkrywa pewne szokujące fakty na jej temat, zamierza nareszcie położyć temu kres. Mary wciąż nawiedzają traumatyczne wizje przeszłości, więc chce, by odpowiedzialny za nie dostał za swoje.
Czas na zemstę. Ból za ból!

Na 15 czerwca wydawnictwo Feeria Young zaplanowało premierę książki Siobhan Vivian i Jenny Han - "Ból za ból"! Nawet nie wiecie, jak bardzo nie mogę się doczekać, by poznać tę historię - po zaskakująco wciągającym i wzruszającym "Do wszystkich chłopców, których kochałam" stawiam tej autorce dosyć spore wymagania.. Chcecie zobaczyć, jakie wrażenie wywrze na mnie "Ból za ból"? Oczekujcie recenzji, która pojawi się już niebawem!