Wszystkie Valorianki przed ukończeniem dwudziestego roku życia muszą podjąć swą najważniejszą decyzję - albo wychodzą za mąż, albo zaciągają się do wojska, by honorowo umrzeć za ukochaną ojczyznę. Dla Kestrel, córki generała Trajana, ostatnie godziny powoli się zbliżają, a ona nie jest przekonana, czy zamierza poświęcać resztę swoich dni na służbę u boku swojego ojca, czy poślubić kandydata skrupulatnie wybranego przez rodziciela. Jednak kiedy na targu niewolników w jej ręce wpadnie niesamowicie utalentowany Arin, a buntownicy z Herranu zaczną posuwać się coraz to dalej, by rozdrapać zadawnione rany, wszystko może się zmienić...
Czasami natrafiamy na powieść, która nie wzbudza w nas większych, szczególnych emocji. Owszem, opowieść wydaje się być interesująca, bohaterowie sympatyczni, świat przedstawiony dobrze wykreowany... ale wszystkie te cechy składające się na świetną książkę można określić jako co najwyżej przeciętne, a kiedy siadamy, by napisać o niej parę słów do recenzji, nie możemy wykrzesać z siebie ani jednego wartościowego zdania. Dobra? Ciekawa? Polecam, czekam na kolejne części? Miło było spędzić parę minut przy lekturze tej powieści? Czymże te stwierdzenia różnią się od określeń, jakie serwujemy przy okazji typowej, nijakiej książki? Niczym. A taką właśnie powieścią jest dla mnie szczerze wychwalany Pojedynek - pozycją, o której trudno powiedzieć cokolwiek, po czym zapamiętacie ją na dłużej. Dlaczego więc postanowiłam obdarzyć ją bardzo dobrą oceną? Zapraszam do dalszej części recenzji.
Długo zastanawiałam się, jak ująć w słowa uczucia, które towarzyszą mi od zakończenia przygody z Kestrel i Arinem. Kilkukrotnie zaczynałam tę recenzję, kilkukrotnie też starałam się nadać jej jakiś blask, choćby iskrę oryginalności i zachęcić Was do poznania tej opowieści - ale we wszystkich przypadkach kończyło się mniej więcej na tym, że, zrozpaczona, kasowałam wszystko i odkładałam dzielenie się wrażeniami z lektury na przysłowiowe później, które zdawało się już nigdy nie nadejść. Zastanawiałam się też nad możliwością, by w ogóle nie dzielić się z Wami moimi odczuciami, jeżeli są one tak do bólu nijakie i przeciętne. Nie chodzi tutaj o to, że ta książka jest zła, nieciekawa czy niewykorzystana - nie, myślę, że mogę powiedzieć, że niesamowicie mnie zaskoczyła, a autorka wykazała niemały potencjał... ale mimo tego, jak świetnie się bawiłam podczas lektury, teraz nie tęsknię za historią, nie zapuściłam korzeni wśród Valorian ani nie wytworzyłam specjalnych więzów z bohaterami. Jestem wobec tego wszystkiego najzwyczajniej w świecie obojętna.
Marie Rutkoski zachwyciła mnie przede wszystkim stworzeniem świata przedstawionego. Sama nie wiem, czy zakwalifikować go bardziej do dystopii, książki bazowanej mniej więcej na prawdziwej historii czy do lekkiej fantastyki (choć to bardzo ogólne pojęcie, którego nie lubię stosować byt często w stosunku do młodzieżówek) - łączy w sobie wszystkie te cechy, jakie zachęcają mnie we wszystkich tych trzech gatunkach i doskonale je miesza, przeplata wątki fantastyczne z takimi, jakie równie dobrze moglibyśmy dojrzeć na kartach historii. Już na samym początku zostajemy zasypani tajemnicami, intrygami, pikantnymi plotkami i nieustannym uczuciem niepokoju, tak jakbyśmy sami zostali postawieni w sytuacji, w jakiej znajduje się Kestrel. Nigdy nie możemy się spodziewać, czego dowiedzą się ludzie i kiedy staniemy się obiektem plotek ze względu na najbardziej błahy powód czy zmyśloną historyjkę, ozdobioną kilkoma interesującymi szczegółami - a Kestrel, jako córka poważanego generała, zamiast stać z boku poza zasięgiem sąsiedzkich uszu, coraz bardziej przekracza cienką linię pomiędzy szacunkiem, a pogardą innych. W pewnych momentach nawet nie jesteśmy pewni, komu wierzyć i pomiędzy kim a kim toczy się wojna - czy to wina nieporozumienia, czy czegoś poważniejszego, czy powinniśmy życzyć zwycięstwa poplecznikom Arina, czy pobratymcom córki Trajana. Sama fabuła w tej książce naprawdę nie pozostawia wiele do życzenia, natomiast opuszcza nas z milionem niedopowiedzen i pytań.
Bohaterowie za to to jedni z najlepiej wykreowanych postaci, jakie udało mi się spotkać w swojej czytelniczej karierze. Podejmują decyzje zgodnie z etykietą, nie pozwalając sobie na nazbytnią poufność czy nieprzemyślane wnioski, robią wszystko, by pomóc swoim i każdą czynność przeprowadzają dopiero po upewnieniu się, że nie zaszkodzą tym swojemu narodowi. Kestrel to bardzo silna i mądra dziewczyna, choć nieidealna, to z pewnością taka, którą natychmiast polubimy - a może to złe słowo, raczej zyskamy do niej pewnego rodzaju respekt i szacunek, dowiadując się że dla swoich potrafi poświęcić naprawdę wiele, nawet wolność słowa i możność wypowiadania własnego zdania. Arin za to stanowi dla nas pewnego rodzaju tajemnicę przez większość powieści - jak trafił na targ niewolników, kim był przed wojną i jakie ma zamiary wobec
swej pracodawczyni. Zapewniam Was jednak, że to, co zaplanowała Marie Rutkoski jest naprawdę zaskakujące i szybko nie domylimy się, co planuje dalej.
Książkę polecam mimo tego, że się z nią bliżej nie związałam. Może Wy przyjmiecie inaczej opowieść, którą przekazuje nam Marie Rutkoski i zakochacie się w niej tak, że data wydania kolejnej części stanie się zakreślona na czerwono w Waszym kalendarzu.
Ocena - 8/10
Zdjęcie pochodzi ze strony www.lubimyczytac.pl
Czasami natrafiamy na powieść, która nie wzbudza w nas większych, szczególnych emocji. Owszem, opowieść wydaje się być interesująca, bohaterowie sympatyczni, świat przedstawiony dobrze wykreowany... ale wszystkie te cechy składające się na świetną książkę można określić jako co najwyżej przeciętne, a kiedy siadamy, by napisać o niej parę słów do recenzji, nie możemy wykrzesać z siebie ani jednego wartościowego zdania. Dobra? Ciekawa? Polecam, czekam na kolejne części? Miło było spędzić parę minut przy lekturze tej powieści? Czymże te stwierdzenia różnią się od określeń, jakie serwujemy przy okazji typowej, nijakiej książki? Niczym. A taką właśnie powieścią jest dla mnie szczerze wychwalany Pojedynek - pozycją, o której trudno powiedzieć cokolwiek, po czym zapamiętacie ją na dłużej. Dlaczego więc postanowiłam obdarzyć ją bardzo dobrą oceną? Zapraszam do dalszej części recenzji.
Długo zastanawiałam się, jak ująć w słowa uczucia, które towarzyszą mi od zakończenia przygody z Kestrel i Arinem. Kilkukrotnie zaczynałam tę recenzję, kilkukrotnie też starałam się nadać jej jakiś blask, choćby iskrę oryginalności i zachęcić Was do poznania tej opowieści - ale we wszystkich przypadkach kończyło się mniej więcej na tym, że, zrozpaczona, kasowałam wszystko i odkładałam dzielenie się wrażeniami z lektury na przysłowiowe później, które zdawało się już nigdy nie nadejść. Zastanawiałam się też nad możliwością, by w ogóle nie dzielić się z Wami moimi odczuciami, jeżeli są one tak do bólu nijakie i przeciętne. Nie chodzi tutaj o to, że ta książka jest zła, nieciekawa czy niewykorzystana - nie, myślę, że mogę powiedzieć, że niesamowicie mnie zaskoczyła, a autorka wykazała niemały potencjał... ale mimo tego, jak świetnie się bawiłam podczas lektury, teraz nie tęsknię za historią, nie zapuściłam korzeni wśród Valorian ani nie wytworzyłam specjalnych więzów z bohaterami. Jestem wobec tego wszystkiego najzwyczajniej w świecie obojętna.
Marie Rutkoski zachwyciła mnie przede wszystkim stworzeniem świata przedstawionego. Sama nie wiem, czy zakwalifikować go bardziej do dystopii, książki bazowanej mniej więcej na prawdziwej historii czy do lekkiej fantastyki (choć to bardzo ogólne pojęcie, którego nie lubię stosować byt często w stosunku do młodzieżówek) - łączy w sobie wszystkie te cechy, jakie zachęcają mnie we wszystkich tych trzech gatunkach i doskonale je miesza, przeplata wątki fantastyczne z takimi, jakie równie dobrze moglibyśmy dojrzeć na kartach historii. Już na samym początku zostajemy zasypani tajemnicami, intrygami, pikantnymi plotkami i nieustannym uczuciem niepokoju, tak jakbyśmy sami zostali postawieni w sytuacji, w jakiej znajduje się Kestrel. Nigdy nie możemy się spodziewać, czego dowiedzą się ludzie i kiedy staniemy się obiektem plotek ze względu na najbardziej błahy powód czy zmyśloną historyjkę, ozdobioną kilkoma interesującymi szczegółami - a Kestrel, jako córka poważanego generała, zamiast stać z boku poza zasięgiem sąsiedzkich uszu, coraz bardziej przekracza cienką linię pomiędzy szacunkiem, a pogardą innych. W pewnych momentach nawet nie jesteśmy pewni, komu wierzyć i pomiędzy kim a kim toczy się wojna - czy to wina nieporozumienia, czy czegoś poważniejszego, czy powinniśmy życzyć zwycięstwa poplecznikom Arina, czy pobratymcom córki Trajana. Sama fabuła w tej książce naprawdę nie pozostawia wiele do życzenia, natomiast opuszcza nas z milionem niedopowiedzen i pytań.
Bohaterowie za to to jedni z najlepiej wykreowanych postaci, jakie udało mi się spotkać w swojej czytelniczej karierze. Podejmują decyzje zgodnie z etykietą, nie pozwalając sobie na nazbytnią poufność czy nieprzemyślane wnioski, robią wszystko, by pomóc swoim i każdą czynność przeprowadzają dopiero po upewnieniu się, że nie zaszkodzą tym swojemu narodowi. Kestrel to bardzo silna i mądra dziewczyna, choć nieidealna, to z pewnością taka, którą natychmiast polubimy - a może to złe słowo, raczej zyskamy do niej pewnego rodzaju respekt i szacunek, dowiadując się że dla swoich potrafi poświęcić naprawdę wiele, nawet wolność słowa i możność wypowiadania własnego zdania. Arin za to stanowi dla nas pewnego rodzaju tajemnicę przez większość powieści - jak trafił na targ niewolników, kim był przed wojną i jakie ma zamiary wobec
swej pracodawczyni. Zapewniam Was jednak, że to, co zaplanowała Marie Rutkoski jest naprawdę zaskakujące i szybko nie domylimy się, co planuje dalej.
Książkę polecam mimo tego, że się z nią bliżej nie związałam. Może Wy przyjmiecie inaczej opowieść, którą przekazuje nam Marie Rutkoski i zakochacie się w niej tak, że data wydania kolejnej części stanie się zakreślona na czerwono w Waszym kalendarzu.
Ocena - 8/10
Zdjęcie pochodzi ze strony www.lubimyczytac.pl