Eliminacje chylą się ku końcowi, a Maxon wciąż nie zdecydował, komu oddać swoje serce. Napierany przez ciągłe ataki rebeliantów, surowego ojca, a także ciągle zmieniającą się opinię publiczną, musi podjąć ważną decyzję, która zmieni jego życie na zawsze - jednak czy jest gotów, aby spośród kilku kandydatek wybrać tylko jedną? America również ma przed sobą niemałe problemy. Może się okazać, że zaważą one na losie całego królestwa...
Ciężko uwierzyć, że to już właściwie koniec. Jeszcze niedawno roztkliwiałam się nad baśniowością Rywalek, narzekałam na irytującą Amerikę, która w pełnej krasie ukazała nam się w Elicie, jeszcze niedawno cieszyłam się, że sporo czasu minie, zanim będę musiała pożegnać się z tak cudowną krainą, jaką jest Illea i z jej mieszkańcami. Dosłownie kilka dni temu bujałam w obłokach, jak to by było samemu znaleźć się na miejscu Ami i uczestniczyć w pałacowych uroczystościach, rywalizować z innymi kandydatkami i starać się na każdym kroku, by zostać docenioną przez wymagającą rodzinę królewską. Ale przez ten cały czas nie zdawałam sobie sprawy, jak można by nie czekać na dalszy rozwój wydarzeń - pochłaniałam książkę co szybciej, przewracając z uporem maniaka strony i chłonąc zawarte na nich wydarzenia, aż w końcu dotarłam do ostatniej, najważniejszej i...
Tak więc czym naprawdę jest dla mnie Jedyna? Normalną, całkowicie zwyczajną książką, jedną z ulubionych, po prostu lubianą powieścią, a może... zupełnie czymś innym?
Zwieńczenie trylogii autorstwa Kiery Cass... całkowicie zwaliło mnie z nóg. Od razu wrzuciło w wir łamiących serce wydarzeń, nie dało odpowiedzi na nurtujące pytania, sprawiło, że zanim jeszcze na dobre ustatkowała się fabuła, ja już chciałam więcej żywej akcji i przerażających faktów, byle tylko nadal trwać w tym niesamowitym uczuciu ciągłego niepokoju. Autorka wyczarowała tak wspaniały wątek fabularny, że za żadne skarby świata nie domyślimy się, jakie zagadki kryje przed nami jeszcze Illea - czułam, jakby za każdym rogiem czaiła się nowa przeszkoda, która uniemożliwi kultywowanie racji, do jakich dążyli główni protagoniści. Zdrady, zabójstwa, niesprawiedliwość, zamieszki... a z drugiej strony napięta rywalizacja pomiędzy kandydatkami oraz zwyczajne pałacowe życie, któremu trzeba było podołać, by wypaść jak najlepiej w oczach króla - czyli, jak widać, mieszanka wybuchowa, która sprawiła, że ostatni tom trylogii Selekcja niejednokrotnie wywołał u mnie żwawsze bicie serca.
Zacznijmy może od tego, że po raz pierwszy chyba u Cass uda mi się pochwalić wykreowanie bohaterów. Spodobało mi się, że autorka w końcu postanowiła wytyczyć pewien cel w życiu Ameriki, pozostawiając za sobą wszelkie rozterki i wątpliwości - dziewczyna była pewna, do czego dąży i w imię kogo zamierza walczyć z narastającymi hordami wrogów i rebeliantów, które coraz częściej zakłócają pałacową sielankę. Jej twardość, zdecydowanie, a także chłodne myślenie przez całą powieść utwierdzają nas w przekonaniu, że rzeczywiście młoda panna Singer mogłaby spełniać swoją rolę jak przyszła królowa Illei. Opinia publiczna, zdanie innych kandydatek,a także lekkie rozdarcie Maxona pomiędzy głosem serca, ojca oraz rozumu, zmieniały się praktycznie co parę stron, wywołując u czytelnika za każdym razem palpitacje serca, czy wszystko skończy się tak, jak sami sobie to wymarzyliśmy.
Pozwólcie, że zrobię tutaj malutkie podsumowanie tego, jakie wspomnienia będę wiązać z cudownymi Eliminacjami, które niestety w tym tomie musiały dobiec spektakularnego końca - z pewnością zapamiętam niesamowity, bajkowy klimat, wspaniały pałac i jego mieszkańców, złożone intrygi i magię prawdziwej przyjaźni, niejednokrotnie wystawionej na próbę. Zapamiętam wszechobecne poświęcenia dla rodziny, miłości, walkę w imię lepszego jutra, nie patrząc na to, jakie konsekwencje i ból może ona wywołać. Z pewnością w mojej pamięci pozostanie siedzenie po nocach z wypisaną na twarzy żywą paniką, co zaraz się stanie, niemożność oderwania się od historii i wręcz bolesne zerwanie więzi, która zakończyła się zaraz po przeczytaniu epilogu. Jedyne, co tak naprawdę jestem w stanie o tej książće powiedzieć, nie zaczynając roztkliwiać się nad jej cudownością, to to, że na pewno zapisuję Kierę Cass w gronie moich ulubionych autorek, a Selekcję na liście najlepszych książek, jakie dotąd w swoim życiu czytałam. Polecam wszystkim, którzy choć raz zastanawiali się nad tym, czy warto ją czytać. Warto.
Ocena - 9/10
Zdjęcie pochodzi ze strony www.lubimyczytac.pl
Ciężko uwierzyć, że to już właściwie koniec. Jeszcze niedawno roztkliwiałam się nad baśniowością Rywalek, narzekałam na irytującą Amerikę, która w pełnej krasie ukazała nam się w Elicie, jeszcze niedawno cieszyłam się, że sporo czasu minie, zanim będę musiała pożegnać się z tak cudowną krainą, jaką jest Illea i z jej mieszkańcami. Dosłownie kilka dni temu bujałam w obłokach, jak to by było samemu znaleźć się na miejscu Ami i uczestniczyć w pałacowych uroczystościach, rywalizować z innymi kandydatkami i starać się na każdym kroku, by zostać docenioną przez wymagającą rodzinę królewską. Ale przez ten cały czas nie zdawałam sobie sprawy, jak można by nie czekać na dalszy rozwój wydarzeń - pochłaniałam książkę co szybciej, przewracając z uporem maniaka strony i chłonąc zawarte na nich wydarzenia, aż w końcu dotarłam do ostatniej, najważniejszej i...
Tak więc czym naprawdę jest dla mnie Jedyna? Normalną, całkowicie zwyczajną książką, jedną z ulubionych, po prostu lubianą powieścią, a może... zupełnie czymś innym?
Zwieńczenie trylogii autorstwa Kiery Cass... całkowicie zwaliło mnie z nóg. Od razu wrzuciło w wir łamiących serce wydarzeń, nie dało odpowiedzi na nurtujące pytania, sprawiło, że zanim jeszcze na dobre ustatkowała się fabuła, ja już chciałam więcej żywej akcji i przerażających faktów, byle tylko nadal trwać w tym niesamowitym uczuciu ciągłego niepokoju. Autorka wyczarowała tak wspaniały wątek fabularny, że za żadne skarby świata nie domyślimy się, jakie zagadki kryje przed nami jeszcze Illea - czułam, jakby za każdym rogiem czaiła się nowa przeszkoda, która uniemożliwi kultywowanie racji, do jakich dążyli główni protagoniści. Zdrady, zabójstwa, niesprawiedliwość, zamieszki... a z drugiej strony napięta rywalizacja pomiędzy kandydatkami oraz zwyczajne pałacowe życie, któremu trzeba było podołać, by wypaść jak najlepiej w oczach króla - czyli, jak widać, mieszanka wybuchowa, która sprawiła, że ostatni tom trylogii Selekcja niejednokrotnie wywołał u mnie żwawsze bicie serca.
Zacznijmy może od tego, że po raz pierwszy chyba u Cass uda mi się pochwalić wykreowanie bohaterów. Spodobało mi się, że autorka w końcu postanowiła wytyczyć pewien cel w życiu Ameriki, pozostawiając za sobą wszelkie rozterki i wątpliwości - dziewczyna była pewna, do czego dąży i w imię kogo zamierza walczyć z narastającymi hordami wrogów i rebeliantów, które coraz częściej zakłócają pałacową sielankę. Jej twardość, zdecydowanie, a także chłodne myślenie przez całą powieść utwierdzają nas w przekonaniu, że rzeczywiście młoda panna Singer mogłaby spełniać swoją rolę jak przyszła królowa Illei. Opinia publiczna, zdanie innych kandydatek,a także lekkie rozdarcie Maxona pomiędzy głosem serca, ojca oraz rozumu, zmieniały się praktycznie co parę stron, wywołując u czytelnika za każdym razem palpitacje serca, czy wszystko skończy się tak, jak sami sobie to wymarzyliśmy.
Pozwólcie, że zrobię tutaj malutkie podsumowanie tego, jakie wspomnienia będę wiązać z cudownymi Eliminacjami, które niestety w tym tomie musiały dobiec spektakularnego końca - z pewnością zapamiętam niesamowity, bajkowy klimat, wspaniały pałac i jego mieszkańców, złożone intrygi i magię prawdziwej przyjaźni, niejednokrotnie wystawionej na próbę. Zapamiętam wszechobecne poświęcenia dla rodziny, miłości, walkę w imię lepszego jutra, nie patrząc na to, jakie konsekwencje i ból może ona wywołać. Z pewnością w mojej pamięci pozostanie siedzenie po nocach z wypisaną na twarzy żywą paniką, co zaraz się stanie, niemożność oderwania się od historii i wręcz bolesne zerwanie więzi, która zakończyła się zaraz po przeczytaniu epilogu. Jedyne, co tak naprawdę jestem w stanie o tej książće powiedzieć, nie zaczynając roztkliwiać się nad jej cudownością, to to, że na pewno zapisuję Kierę Cass w gronie moich ulubionych autorek, a Selekcję na liście najlepszych książek, jakie dotąd w swoim życiu czytałam. Polecam wszystkim, którzy choć raz zastanawiali się nad tym, czy warto ją czytać. Warto.
Ocena - 9/10
Zdjęcie pochodzi ze strony www.lubimyczytac.pl