niedziela, 17 lipca 2016

"Wielki mistrz" - Trudi Canavan

Sonea nareszcie osiągnęła coś, czego tak bardzo pragnęła - niechętny szacunek innych nowicjuszy Uniwersytetu. Uwolniona od podstępów chytrego Regina w końcu może skupić się na pogłębianiu swojej wiedzy, a jednocześnie odkrywaniu co tak naprawdę knuje Akkarin - każdy jego krok zdaje się dziewczynie coraz bardziej podejrzany, a inni magowie również nie przymykają na to oka. Czy Wielki Mistrz jednak postanowi grać w otwarte karty? Czy naprawdę Gildii zagraża... śmiertelne niebezpieczeństwo? 
Przygotujcie się na mrożące krew w żyłach zakończenie trylogii. 
Zwieńczenie, którego nie zapomnicie. 

Złamałaś mi serce. 
Złamałaś mi serce, Trudi Canavan.
I kiedy to piszę, wciąż kulę się pod kocem, z całej siły ściskając w ręku Wielkiego mistrza, a w moich oczach błyszczą iskierki łez. I choć wiem, że powinnam zaczekać aż emocje opadną, ochłonę, spojrzę na to inaczej - niemal słyszę w głowie głosy pełne nagany - to nadal kręcę z niedowierzaniem głową i kładę drżące palce na rozgrzanej klawiaturze komputera. Bo jestem tego całkowicie pewna, że właśnie uczucia pozostaną, tak samo silne i wyraźne jak teraz; nieważne, czy za tydzień, za miesiąc, czy za rok. Takich książek się nie zapomina. Nigdy. 
Nie pamiętam, ile czasu zajęła mi lektura Wielkiego mistrza. Kojarzę moment, kiedy otworzyłam książkę na okładce i ogarnął mnie strach, że się na niej zawiodę; przypominam sobie, jak szybko przewracałam kolejne kartki tylko po to, by zaraz wolniej przesuwać wzrokiem po literach i odwlekać koniec tak bardzo, jak tylko się dało; jestem w stanie przywołać chwilę, gdy z zapartym tchem i szeroko otwartymi oczami dotarłam do końca i z bolesnym westchnieniem wyszeptałam jedno, tak przeze mnie ukochane imię - lecz sam czas lektury leciał tak szybko, że prawie nieuchwytnie, niezauważalnie, tak jakby wskazówki zegara postanowiły raptownie i bez zapowiedzi przyspieszyć w swym biegu.  Jednego mogę być pewna: nigdy, przenigdy nie pokonałam prawie siedmiusetstronowej książki tak lekko, bez zatrzymywania się, z przerwami jedynie na otarcie łez i zaczerpnięcie oddechu. Nigdy. 
Wiecie co? Czytałam kiedyś książkę, dosyć dawno temu, od której naprawdę nie mogłam się oderwać. Zżyłam się z jej bohaterami tak, że zaraz spodziewałam się ujrzeć ich na ulicy w tłumie nieznanych mi ludzi, wydarzenia przeżywałam raz po raz w swojej głowie, zastanawiając się, co by było gdyby autor postąpił inaczej, gdyby losy postaci splotły się w zupełnie innych okolicznościach. Można by powiedzieć bez zbytniego przesadzania, że moje życie w głównej mierze kręciło się wokół  tej książki - i może nawet dalej się w taki sposób kręci - a każda następna przeczytana lektura nie dorównywała, wręcz wypadała blado na jej tle. Domyśliliście się już, o jaką książkę mi chodzi? Nie? Na pewno? Dobrze - także pozwólcie, że Wam ją przedstawię. Tak więc, Harry Potterze, poznaj proszę Soneę, dziewczynę z podobnymi zdolnościami co Ty. I staraj się dobrze, chłopcze, bo chyba masz konkurentkę. I do tego bardzo zdolną. 
Lubicie łzawe rozstania z ulubionymi bohaterami? Tak? To książka właśnie dla Was! Bo chwilowy powrót do Sonei, Akkarina, Rothena i innych magów... był jednocześnie słodki i gorzki. Słodki - bo przed naszymi oczami zmieniali się, niektórzy dorastali, inni dojrzewali do zrozumienia pewnych spraw i decydowali, co dla nich i dla ich najbliższych jest najważniejsze. Gorzki - bo trudno powstrzymać potok słów cisnący się do ust, kiedy żegnasz się z nimi wszystkimi po kolei i pragniesz wylać wszystkie swoje żale, niedopowiedzenia, ale nikogo wokół nie znajdujesz, mimo że usilnie próbujesz. Pokochałam ich wszystkich. Tych, którzy byli źli, tych, którzy popełnili błędy, a nawet tych, którym ciężko się było do nich przyznać. Tych, którzy poświęcali się dla dobra innych. Postaci, które tylko raz czy dwa przewinęły się gdzieś w tle, tylko popychając fabułę delikatnie do przodu. Wszystkich. Bez wyjątku. Silnie i wyraźnie jak nigdy przedtem. 
I pozwólcie, że na tych słowach moja recenzja się zakończy. Mam nadzieję, że zrozumieliście przekaz, jakiego nawet nie starałam się ukrywać pomiędzy zdaniami - przeczytajcie tę trylogię. Nie wahajcie się, nie piszcie, że na pewno zrobicie to kiedyś - zróbcie to teraz. Wejdźcie w ten grząski świat wyobraźni Trudi Canavan i doświadczcie tych wszystkich emocji, które ja teraz całym sercem przeżywam. I podzielcie się swoimi wrażeniami tak szybko, jak to możliwe. 

Ocena - 10/10

Zdjęcie pochodzi ze strony www.empik.com

26 komentarzy:

  1. Chyba będę musiała się bliżej przyjrzeć tej trylogii :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dokładnie. Mam serce złamane od dobrych 10 lat i nadal się wzruszam na myśl o tej książce. Jest bardzo niewiele książek, które wywołały we mnie takie emocje. Uwielbiam ją i chociaż kolejna trylogia o losach Sonei stoi u mnie na półce to po ,,Wielkim Mistrzu" do tej pory po nią nie sięgnęłam.:)
    Pozdrawiam,
    GeekBooks

    OdpowiedzUsuń
  3. Aż tak dużego wrażenia na mnie trylogia i jej zakończenie nie zrobiły. Podobało mi się i to bardzo, ale było kilka denerwujących schematów itp. Chociaż "Wielki mistrz" też mi złamał serce i chyba doskonale wiesz czym.
    Zastanawiam się nad przeczytaniem drugiej trylogii Canavan, ale odwlekam to już tak długo, że nie wiem, kiedy nadrobię.

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytałam trzy książki tej autorki (być może nawet Wielkiego mistrza, sama już nie wiem) i niestety nie byłam zachwycona. Podobał mi się jeden wątek, całość zaś niestety nie wywarła na mnie większego wrażenia. Było poprawnie, ale zabrakło tego czegoś co wywołałoby we mnie zachwyt. Zastanawiam się nad drugim podejściem do tych książek - może teraz odbiorę je inaczej? :)
    Pozdrawiam,
    Kochamy Książki

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem dopiero po pierwszej części, więc wybacz, ale nie będę zagłębiać się w recenzję, żeby sobie czegoś przypadkiem nie zaspojlerować :D Ale na pewno przeczytam, bo mimo że jestem na początku drugiego tomu, to już wiem, że uwielbiam tą serię ^^
    Pozdrawiam, Nuki

    OdpowiedzUsuń
  6. Boże, ta część także złamała mi serce i aż z tydzień dochodziłam do siebie. Masz rację - takich książek nigdy się nie zapomina.

    OdpowiedzUsuń
  7. Och tak! </3
    Trylogia Czarnego Maga łamie serce, a w umyśle zostawia pustkę!
    Nie płaczę na książkach, ta nie była wyjątkiem. Jednak, niesamowicie zżyłam się z bohaterami. Mogłam przeżywać ich przygody, próby i rozterki z nimi.
    Sonea, Akkarin :((((
    Kocham ów książkę, więc mogę powiedzieć tylko, że Twoja ocena 10/10 - to szczera prawda :'D
    Pozdrawiam,
    Ameruja

    OdpowiedzUsuń
  8. Czułam i czuję dokładnie to, o czym piszesz mimo tego, że książkę pierwszy raz przeczytałam kilka lat temu. O tej serii po prostu nie da się zapomnieć.

    OdpowiedzUsuń
  9. Dobrze, że mam coś tej autorki na półce bo narobiłaś mi mega ochoty! :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Czytałam i kocham! Takich serii się nie zapomina <3 /Klaudia

    OdpowiedzUsuń
  11. Ten trzeci, finalny to po prostu rozbroił system. To wszystko było niesamowite i jak napisałaś słodko-gorzkie. Te wszystkie emocje towarzyszące w samej końcówce są po prostu nie do opisania... Naprawdę coś niesamowitego!
    Pozdrawiam
    secretsofbooks.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  12. Nigdy nie czytałam tej trylogii, ale to się chyba musi zmienić. Uwielbiam Harrego Pottera, również o nim wspomniałaś, więc może też powinnam przeczytać te książki, które w tym poście przedstawiłaś? Bardzo mnie zachęciłaś do ich przeczytania, a twoja recenzja jest po prostu cudowna!
    Pozdrawiam :)

    nastolatka-marzycielka.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  13. Wiele osób polecało mi tę trylogię i chyba w końcu, kiedy przeczytam to, co muszę, sięgnę po nią :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie miałam tej ksiażki na uwadze, ale po Twojej recenzji widzę, że powinnam ją przeczytać :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Cześć!
    Nominowałem Cię do LBA, mam nadzieję, że wykonasz! :)
    http://book-dragon-blog.blogspot.com/2016/07/liebster-blog-award-lba-1-i-2.html
    Pozdrawiam x

    OdpowiedzUsuń
  16. Jeszcze nie czytałam tej książki, ale po twojej recenzji sądzę, że w niedługim czasie MOŻE po nią sięgnę :)

    Pozdrawiam cię z całego serduszka i zapraszam do mnie na 'Daily post #3 Warszawa! Odwiedziny u Kasi.' :)
    Tusia z bloga tusiaksiazkiinietylko.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  17. Cześć! Nominowałam Cię do LBA i mam nadzieję, że odpowiesz :)

    http://zaczytan.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  18. Pamiętam jak czytałam tę trylogię jakieś pięć lat temu i czułam się tak samo. Chciałam wstrząsnąć Trudi i pytać DLACZEGO? To była taka świetna postać, która przeszła przemianę, szczególnie w postrzeganiu przez czytelnika, który długo nie wiedział co o niej myśleć, a jak już pokochał to... klops ;(
    Nie czytałam kolejnych części, ale mam w domu. Jakoś trudno mi się nastawić, że go tam nie będzie :P

    OdpowiedzUsuń
  19. Zakończenie trylogii było dobre. Może nie na tyle, żeby łezki zakręciły mi się w oku, może nie na tyle spektakularne, żebym nie mogła się otrząsnąć, ale... no cóż, dobre. Jest to zdecydowanie najlepsza część trylogii i jednocześnie całkiem niezły wstęp do Trylogii Zdrajcy (która zdecydowanie bardziej mnie urzekła niż trylogia o Sonei). ;)

    OdpowiedzUsuń
  20. Skoro napisałaś, żeby nie czytać tego kiedyś, tylko teraz, to może rzeczywiście powinnam to zrobić :) Piszesz intrygujące recenzje przez co moja lista rośnie, czuj się winna! :P

    P.S. Bardzo dziękuję za tak długi i świetny komentarz na moim blogu pod recenzją IŚ :*

    Pozdrawiam, Jabłuszkooo ♡
    SZELEST STRON

    OdpowiedzUsuń
  21. Bardzo lubię tą serię, ale na pewno nie zachwyciła mnie tak mocno jak Ciebie. Też nie mogłam znieść tego zaskoczenia. Pamiętam w jakim szoku byłam :/ Ehhh... autorka jest strasznie okrutna.
    Pozdrawiam!
    houseofreaders.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  22. Cos mi sie obiło o uszy z ta seria, ale nigdy po nią nie sięgnęłam. Ale jeśli tak dobrze oceniłaś ten tom warto to zmienić :)
    Pozdrawiam!
    http://fanofbooks7.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  23. coz moge rzecz? uwielbiam trylogie :) pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  24. O matko, dycha? Muszę to przeczytać :D

    OdpowiedzUsuń