"Królowa Tearlingu" jest jedną z tych książek, która zaintrygowała mnie jedynie oprawą wizualną. Jej okładka, błyszcząca, połyskująca, i, co najważniejsze, twarda, przyciągnęła mój wzrok już po wizycie w księgarni, gdzie stwierdziłam, że po prostu MUSZĘ ją mieć, nieważne, czy będzie dobra, czy nie. Ale kiedy trzymałam ją w ręku po odebraniu paczki, zaczęłam żałować tego egoistycznego posunięcia. Przecież piękny grzbiet i twarda okładka nie zastąpią bogactwa treści w książce, prawda?
Powieść należy do grubszych, ale ze względu na mniejszy format stron praktycznie się tego nie zauważa. Styl pisania autorki jest raczej ciężki, nawiązujący tematyką do czasów, w których dzieje się książka. Mimo, że nie używa tam starodawnych słów czy przestarzałych zwrotów, bez problemu da się dostrzec ciężki, odrobinę magiczny i królewski klimat tej powieści, który pozwala nam się bardziej wczuć w fabułę. Na szczęście nie przeszkadza on w czytaniu, choć musicie się przygotować na dłuższą lekturę niż w przypadku innej książki.
Akcja i opisy, o dziwo, są zrównoważone, także nie nudziłam się i bez problemu przebrnęłam przez powieść w długie trzy dni. Sama się dziwię, czemu przeczytanie zwykłej książki zajęło mi tyle czasu, ale zrzucam to tylko na jedno: brak chęci. Czasami po prostu wiedziałam, że muszę się za nią zabrać, ale coś mnie od niej odpychało, musiałam znaleźć sobie inne zajęcie, byle tylko nie czytać tej książki. Nie wiem, od czego to zależy, może tę powieść powinno się czytać tylko w odpowiednim humorze?
Świat wykreowany przez autorkę jest bardzo realistyczny i doskonale pasuje do idei książki. Królestwa sterroryzowane przez Szkarłatną Królową Mortmesne robią wrażenie, prawda? Mamy też miecze, konie i dobrze rządzącą królową, czyli to, co lubię w prawie każdej powieści, w jakiej pojawia się ten motyw. Jeśli chodzi zaś o wrogów naszej Kelsea, również zostali wykonani bardzo dobrze. W pewnych momentach moźemy obserwować tok wydarzeń z ich perspektywy, także poznajemy ich odczucia czy prawdziwe wspomnienia, które kierują nimi do postąpienia tak, a nie inaczej.
Kelsea jest dla mnie bohaterką-tajemnicą. Mimo, że spędziliśmy z nią prawie pięćset stron, nadal dowiedziałam się o niej bardzo mało, jakby historia miała się jeszcze rozwinąć w przyszłości. Na szczęście zdążyłam ją jednak polubić, w szczególności za to, że autorka nie stworzyła ją jako idealną, tylko miała swoje widoczne wady. Zwyczajny wygląd za to nadrabiała chłodnym myśleniem, jakiego nie spodziewałabym się po dziewiętnastolatce i jakby wrodzoną umiejętnością rządzenia. Kiedy prowadziła audiencję bądź przemawiała do ludu, przez karty książki prawie przebijała jej królewskość, której chyba będzie mi na dłuższy czas brakować.
Straż Królewska, czyli Lazarus zwany Buławą, Pen Alcott i inni szlachetni mężowie są chyba najlepszą częścią tej książki. Choć z początku nie polubiłam Lazarusa, z biegiem czasu zyskał on w moich oczach, a przysłona zgryźliwości została zastąpiona troskliwością i chłodnym myśleniem, by tylko pomóc królowej w trudnej sytuacji. Buława nie raz wykazał się wielką odwagą, by ratować władczynię, co tylko udowadnia, że nie był gburem, jakim wydawał się na początku powieści.
Fabuła wciąga, chcemy się dowiedzieć co wydarzy się dalej, ale nie zaobserwowałam żadnych raptownych zwrotów akcji czy zaskakujących zdarzeń. Wątek fabularny toczy się i toczy po swojemu, ale z pewnością nie zachwyci miłośników wartkiej akcji.
Pomysł, mimo że wydaje się schematyczny, został przedstawiony z zupełnie innej strony. Z chęcią przeczytałabym więcej o królowej Kelsea, ale nie wiem, czy pani Johansen przewidziała kolejne części tej powieści. Mam nadzieję że tak, a jeżeli Wam coś o tym wiadomo, to napiszcie mi w komentarzu.
Warto przeczytać tę powieść, ponieważ jest to nietypowa książka, która pozwoli oderwać się od rzeczywistości i ponownie zatopić w świecie królów, królowych i magicznych klejnotów. Nie sądzę, by przeczytanie jej wniosło coś do mojego życia, aczkolwiek czytało mi się ją bardzo dobrze, dlatego serdecznie polecam ją wszystkim, którzy lubią powieści fantasy.
Tytuł oryginalny: The Queen of the Tearling
Autor: Erika Johansen
Ilość stron: 496
Wydawnictwo: Galeria Książki
Wydanie polskie: 2015
Wydanie oryginalne: 2014
Ocena: 8/10
Zdjęcie pochodzi ze strony www.matras.pl.
Wydaje mi się średnia, więc chyba się nie skuszę :).
OdpowiedzUsuńWszystko zależy od tego, czy lubisz ten typ literatury. Wiem, że to jest książka, która na pewno nie wszystkim się spodoba ze względu na temat, ale mimo wszystko polecam :)
UsuńPozdrawiam.
Prawda, okładka robi wrażenie, widziałam ją na zdjęciach u innych blogerek. :) Ale ostatnio nie sięgam po tego rodzaju powieści młodzieżowe.
OdpowiedzUsuń"starodwnych słów" - Starodawnych. ;) Albo po prostu archaizmów.
Uściski!
Zdjęcia to nie to samo! Za 27 zł (w sklepie internetowym) możemy mieć ZSZYWANĄ książkę, twarda okładka, a napis tak pięknie się mieni... cud, miód i maliny!
UsuńPrzepraszam za literówkę, już poprawiam :)
Pozdrawiam serdecznie.
PS Ja też uwielbiam truskawki! ;)
OdpowiedzUsuń