czwartek, 16 lipca 2015

"Czerwień rubinu" - Kerstin Gier

Gen podróży w czasie jest w rodzinie Gwendolyn Shepherd od pokoleń, lecz nikt się nie spodziewa, że jego nosicielką jest akurat ona. Oto dziewczyna przemieszcza się o sto lat wstecz, odkrywa, że jest ostatnim podróżnikiem w czasie i... że jedenasty to niesamowity Gideon, z którym stosunki jednak nie układają się tak dobrze, jak by chciała. To nie czas jednak na zakochiwanie się - przed Gwen piętrzy się nierówna droga to rozwiązania zagadki z XVIII wieku.

Nie wiem, czego się spodziewałam, sięgając po "Czerwień rubinu". Przygodówki? Fantasy? Czegoś, co mnie zachwyci czy może kompletnego książkowego nieporozumienia? Nie jestem w stanie Wam powiedzieć. Byłam po prostu nastawiona tak sceptycznie, że żadne odczucie, dobre ani złe, nie przeważyło nad narastającą obojętnością dla twórczości pani Gier. Czytając, jak zwykle przed przeczytaniem, recenzje, bałam się jeszcze bardziej - były podzielone. Ale jak książka wypadła w moich oczach?
Zaskoczyła mnie bardzo, ale to bardzo pozytywnie: każdy szczegół był dopracowany, nawet najmniejszy, co skłaniało czytelnika do przemyśleń, czy to właśnie nie ten kiedyś wpłynie na całą historię Gwendolyn i wywróci ją do góry nogami. Motyw podróży w czasie, dotąd mało popularny, tutaj został przedstawiony zupełnie w innym świetle, dzięki któremu czytelnik natychmiast się z nim utożsamia i chce wiedzieć, co wydarzy się na dalszych kartach tej powieści.
Styl autorki jest bardzo przyjemny i pozwala chociaż na chwilę zatopić się w powieści, zapominając o świecie rzeczywistym. Słownictwo używane przez bohaterów jest odpowiednie do ich wieku i charakteru: młodzieżowe, bardziej poważne czy żartobliwe. Niekiedy tylko możemy spotkać się z nieco absurdalnymi wydarzeniami czy głupim zachowaniem bohaterów, ale są to bardzo rzadkie sytuacje, których praktycznie się nie zauważa.
Nie wiem, co mam Wam opowiadać o postaciach. Gwendolyn bardzo pasowała mi do tej książki, podobało mi się to, że nie była wyidealizowaną główną bohaterką i że wszystkiego uczyła się po trochu. Kiedy przychodziły momenty, w których bała się bądź była zirytowana, autorka doskonale odwzorowywała to na kartach książki, więc można było wczuć się w emocje dziewczyny. Jej przemyślenia nie były głupimi rozważaniami typowej szesnastolatki, ale poruszały ważne dla książki tematy i nie były przedłużane na siłę.
Niestety, nie jestem fanką jedenastego podróżnika w czasie, czyli Gideona. Wyobrażałam go sobie zupełnie inaczej, a w gruncie rzeczy okazał się jednym z gorszych męskich bohaterów, z jakimi kiedykolwiek miałam do czynienia. Jedyne, co mogę dodać w tym kontekście to to, że mam nadzieję, że książka nie potoczy się w tym kierunku, w jakim myślę...
Czy polecam? Myślę, że tak. Dla mnie książka była po prostu magiczna i każdą chwilę, jaką z nią spędziłam na pewno zapamiętam na dłuższy czas. Nie mogę się doczekać momentu, kiedy pobiegnę do bliblioteki po "Błękit szafiru" i odkryję kolejne przygody Gwendolyn i Gideona. Dlatego... mam nadzieję, że i Wy jak najszybciej po nią sięgniecie.
Nie wiem dlaczego ta recenzja jest taka krótka, ale nie mam większej weny na rozpisywanie się. Mam nadzieję, że te moje kilka słów wystarczy, aby Was przekonać, że ta książka ma swoją własną magię.

Tytuł: Czerwień rubinu
Tytuł oryginalny: Rubinrot
Autor: Kerstin Gier
Ilość stron: 344
Wydawnictwo: Egmont
Wydanie polskie: 2011
Wydanie oryginalne: 2009
Ocena: 8/10

Zdjęcie pochodzi ze strony www.matras.pl.


16 komentarzy:

  1. Na moim komputerze mam w pdf. tę książkę od dłuższego czasu. Korciło mnie żeby ja tak przeczytać, ale nie przepadam za tym. Przypomniałaś mi o niej i mam na nią ogromną ochotę! Muszę poszukać ją w bibliotece ewentualnie w księgarni :*

    http://shinybraidd.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło wiedzieć, że zachęciłam Cię do jej przeczytania, wkrótce dodam recenzje kolejnych części tej cudownej trylogii :)
      Dziękuję za komentarz i życzę miłej lektury!
      Patty

      Usuń
  2. Też bym chciała podróżować w czasie jak bohaterowie tej książki :) Jeśli znajdę ją w bibliotece to z chęcią wypożyczę.
    Pozdrawiam
    Uwielbiam litery

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba każdy by chciał choć na chwilę przenieść się w czasie :)
      Pozdrawiam.

      Usuń
  3. Świetna recenzja! Kiedyś miałam zamiary przeczytania tej ksiązki, ale tak się złożyło, że o niej zapomniałam. Dzięki! Mam nadzieję, że w najbliższym czasie znajdę chwile na tę pozycję.
    Pozdrawiam. http://ronie-books.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Naprawdę warto przeczytać całą trylogię, polecam i również mam nadzieję, że po nią sięgniesz w najbliższym czasie.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  4. Czytałam już całą trylogię i miło wspominam. Jedna z lepszych jakie czytałam :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi do przeczytania została tylko "Zieleń szmaragdu". Recenzja "Błękitu szafiru" niebawem! :)
      Pozdrawiam.

      Usuń
  5. Przeczytałam cała trylogię ale jakoś mnie nie porwała, przyjemne czytadło, ciekawy motyw podróży w czasie, ale chyba już do niej nie wrócę, pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Kilka razy już podchodziłam do tej książki, ale ostatecznie oddawałam ją do biblioteki bez przeczytania. Brakowało mi czasu, a nie chciałam "blokować książki". Cały czas mam ją w planach, nie wiem, tylko na kiedy. Bo obiecywane "później" nie nadchodzi :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uwierz mi, warto sięgnąć po tę książkę, więc przy pierwszej lepszej okazji proszę iść do biblioteki i ją wypożyczyć :)
      Pozdrawiam!

      Usuń
  7. Jeju, tak bardzo, ale to bardzo chcę ją przeczytać, ale nie ma jej ciągle na stronie z której chce ją zamówić. Na pewno przeczytam, tego jestem pewna.
    gabxreadsbooks.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło, że zajrzałaś do mnie na bloga i trzymam kciuki, aby "Czerwień rubinu" szybko pojawiła się na stronie :)
      Pozdrawiam.

      Usuń
  8. Patrząc jakie książki pojawiają się na twoim blogu, jestem zdziwiona!. Trylogia Niezgodna, trylogia czasu, trylogia Więzień labiryntu :D Aż się zdziwiłam! :D
    Trylogie czasu czytałam rok temu, ale bardzo mi się podobała. Gideon czasem mnie irytował, ale lubiłam go :D albo ten posąg gadający, nie pamiętam jak się nazywał, był fajny :D Ale imię Gwendolyn było dziwne jak dla mnie, dlatego zawsze mówiłam Gwen :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Tą trylogię czytałam jakieś kilka dobrych lat temu i mile ją wspominam. Zaczytywałam się w niej i nie mogłam kompletnie od niej oderwać. Wtedy to był dla mnie fenomen, teraz po przeczytaniu tylu wspaniałych książek nie stoi w moich rankingach tak wysoko jak kiedyś.
    Gideona lubiłam, chociaż zachowywał się jak kobieta w ciąży, a Gwendolyn ma niezwykłe imię, które mi się podoba. Myślę, że niektórym mogłoby nie przypaść do gustu zachowanie Gwyn, ciągle wzdychającej do Gideona, mi tam nie przeszkadzało ;)
    Lubię sobie czasem wrócić do tej historii, bardzo szybko wciąga i umila czas.
    Pozdrawiam Tris *.* z http://hopebravestory.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń