Trzy Furie - Młódka, Matka i Staruszka - zamieszkują świat równoległy do naszego, strzegąc potępionych dusz skazańców, odbywających kary za swoje ziemskie przewinienia. W pewnym momencie drzwi dzielące zmarłych i żywych otwierają się, uwalniając zło, które rozprzestrzeniło się wśród śmiertelników - zło, które należy natychmiast sprowadzić do Tartaru, aby uchronić żyjących przed niechybną katastrofą, mogącą zniszczyć naród ludzki. Takiego zadania podejmuje się Alek, syn Furii, wojownik, który z pomocą pięknej Evy może uratować świat... i odkryć moce, o których nawet nie marzył. Jak skończy się ich misja? Czy zło zostanie pokonane? Czy Eva uratuje to, co dla niej najważniejsze?
Niestety, Kristin Cast zrobiła wszystko, abyśmy się tego nie dowiedzieli.
Po raz pierwszy od naprawdę długiego czasu mam ogromną ochotę wypowiedzieć się o danej książce więcej, niż moja recenzencka natura mi na to pozwala - ujawnić zakończenie, tajemnice, zagadki, wychodząc z założenia, że podejmiecie decyzję o wartości tej kupki papieru po poznaniu tych kilku nędznych niespodzianek, jakie przygotowała dla nas autorka. Czy zepsułabym tym Waszą radość z czytania? Wątpię. Czy któreś z nadchodzących, przerażających, poruszających wydarzeń sprawiłoby, że ruszylibyście się sprzed komputera, polecieli z wywieszonym jęzorem pod drzwi księgarni jeszcze przed jej otwarciem i na kolanach błagali chociażby o możliwość spojrzenia na to urzekające dzieło? Mogę się założyć o milion dolarów, że nie. A jak ja jestem w stanie założyć się o milion dolarów, to Wy możecie być pewni, że Bursztynowy dym jest niczym więcej poza zwykłą powieścią, która najlepiej nadawałaby się do wydania na łamach jakiejś niszowej gazety. Lekko mówiąc.
Zaczynając swoją recenzyjną tyranię na temat tej książki, przedstawię Wam w kilku zdaniach jej skomplikowaną fabułę. Zło uwalnia się, superbohater pod postacią niedoświadczonego, biednego wojownika musi poradzić sobie z trudami rzeczywistości (największym jego problemem jest oczywiście dowiedzenie się, co to jest hamburger i z czym to się je), przy tym maniakalnie poszukując dziewczyny o imieniu Eva, której nigdy nie poznał ani nawet nie widział, jednak jego magiczne moce mówią mu, że choćby miał poruszyć niebo i ziemię, Eva musi się znaleźć i pomóc Tartarowi odzyskać parę potępionych duszyczek. Do ich pierwszego spotkania dochodzi oczywiście w przemiłej, nadzwyczaj romantycznej atmosferze piwnicy, gdzie Eva zostaje uwięziona, zupełnie przypadkowo odkrywając cudowne moce i zabijając potwora, przy tym uważając, że jest to normalna przypadłość, z którą każda kobieta musi się w swoim życiu zmierzyć. No i zaczyna się ich horrendalna gonitwa za złem, pełna przygód, zasadzek i potworów. Resztę dopowiedzcie sobie sami, a prawdpodobnie będzie tam zupełnie nic, czego już dawno nie zdążyliśmy wynieść z innych książek fantastycznych. Interesujące, nieprawdaż?
Już przy okazji serii Ricka Riordana niejednokrotnie zdążyłam Wam wspomnieć, że mitologię pod każdą postacią jestem w stanie pokochać ponad życie. Właśnie to pod każdą postacią, tak niegdyś żarliwie podtrzymywane, mam ochotę teraz oficjalnie, przy świadkach, znieść - rany, jak można tak zbezcześcić mitologię, wplatając w nią tak tandetną fabułę, jaką jest przygoda Aleka i Evy? Jak można w ogóle wymyślić coś takiego, to jedna sprawa - ale umieścić akcję w Tartarze, miejscu kiedyś tak silnie związanym z greckimi wierzeniami? Patrząc przez pryzmat innych czytelników, mam ochotę zorganizować wspólną minutę ciszy, którą poświęcimy naszemu zainteresowaniu mitologią, bogami i innymi atrybutami wiążącymi się z Grecją.
Przejdę teraz może do aspektu każdej książki, do którego prędzej czy później muszę się przyczepić - do bohaterów. Może nie wspomnę już faktu, że na tych dwustu stronach męki nie poznajemy ich za dobrze, wręcz przeciwnie, tylko zdawkowe informacje i oczywiście łzawe historyjki ich ciężkiego życia... ale nawet te króciutkie chwilki, które musiałam z nimi spędzić, wydały się o te parę chwilek za dużo. Sama nie wiem, czy warto rozpływać się nad czymś, co można tylko określić jednym, dosyć dobitnym słowem - istna porażka. Albo nie, może spróbuję: wyobraźcie sobie pięć Waszych znienawidzonych głównych bohaterek, połączcie ich wszystkie denerwujące cechy i nazwijcie ją jakże pięknym imieniem Eva. Widzicie, to nie było trudne. A jakże efektowne...
Podsumowując, nie jestem pewna, czy warto za bardzo zagłębiać się w nudne aspekty powieści Kristin Cast. Przyznam, że całym sercem nie polecam, ale jeśli macie ochotę, proszę bardzo - czytajcie, może Was to zachwyci, w końcu gusta bywają bardzo, bardzo różne. Z chęcią dowiem się, jak Wy odebraliście tę historię i z całego serca Wam życzę, aby były to emocje zupełnie różne od tych, jakie przeżywałam ja.
Ocena - 3/10
Zdjęcie pochodzi ze strony www.lubimyczytac.pl
Słyszałam o tej książce, ale nie miałam okazji po nią sięgnąć. Chyba ją sobie odpuszczę, to nie książka dla mnie.
OdpowiedzUsuńBuziaki! :*
http://cudowneksiazki.blogspot.com/
No, no, widzę że książka nie jest warta przeczytania ani nawet zastanawiania się czy przeczytać :P Też uwielbiam fantastykę opartą na mitologii, więc wolę nie psuć sobie zdania przez tę pozycję. No i dowiedzenie się czegoś o hambrugerach zawsze najważniejsze!
OdpowiedzUsuńDzięki za recenzję, warto wiedzieć od czego trzymać się z daleka.
Ogółem sama fabuła mnie zaciekawiła, ale ufam Twojej recenzji i mam wrażenie, że rzeczywiście jest tam przerost treści nad formą, tak dla odmiany. I w sumie obawiam się, iż właśnie zbezczeszczono świetną mitologię, którą uwielbiam. Szkoda, bo mogła wyjść z tego niezła książka. Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńwww.majuskula.blogspot.com
Ostatnio zastanawiałam się nad jej przeczytaniem, ale po twojej recenzji chyba tego nie zrobię- po co marnować czas, który można przeznaczyć na ciekawsze książki. Pozdrawiam :) /Klaudia
OdpowiedzUsuńZnam tę autorkę z Domu Nocy, który niemalże cały przeczytałam. Nie była to wybitna seria, jednak nie znienawidziłam jej całkowicie. Opis tej książki brzmi z pozoru nawet ciekawie, ale jeśli główna bohaterka ma być zsumowaniem wszystkich moich znienawidzonych bohaterek to ja podziękuję już na wstępie :P
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
secretsofbooks.blogspot.com/
Słyszałam o tej książce, jednak mimo twojej opinii i tak zamierzam ją kiedyś przeczytać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
http://alotofpage.blogspot.com
Szczerze powiem, że zaciekawił mnie opis książki. :) Ale za to pisarka odstraszyła no i oczywiście ocena na Lubimyczytać teraz widzę, że słusznie. :)
OdpowiedzUsuńSłyszałam o tej ksiażce ale raczej mnie nie zachwyciła. Ta pozycja kompletnie nie jest dla mnie. Tak więc ją sobie odpuszczę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
czas-dla-ksiazek.blogspot.com
Pierwszy raz słyszę o tej książce i coś czuję, że to ostatni - zdecydowanie nie dla mnie, a i widzę, że strata czasu. ;)
OdpowiedzUsuńA taka ładna okładka!! gdybym nie przeczytała Twojej recenzji i trafiła na nią to pewnie bym przeczytała :D Dziękuję że uchroniłaś mnie przed popełnieniem tego błędu :P Pozdrawiam Pośredniczka z posredniczkaa.blogspot.com
OdpowiedzUsuńDobrze, że nie polecasz, bo to nie mój klimat i wcale nie miałabym ochoty się za nią zabrać... Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńO książce wcześniej nie słyszałam i mam wrażenie, że to raczej dobrze. Gdy zobaczyłam Twoją ocenę, wiedziałam już, że mogę się spodziewać mocnych słów - no i nie ma co ukrywać, to recenzja z pazurkiem :D
OdpowiedzUsuńNie jestem ogromną fanką mitologi - lubię i nie narzekam, gdy omawiamy ją na języku polskim, ale właściwie nic więcej. Ale próbuję postawić się w twojej sytuacji, gdzie jakaś Kristin Cast niszczy Twoją wiarę, że wszystko, co powiązane z mitologią jest genialne :D Za to powinni karać! I proszę, nie każ mi sobie wyobrażać Evy - pięć znienawidzonych bohaterek to zdecydowanie za dużo. Zdążyłam pomyśleć tylko o dwóch i już mam dość! :D
Raczej odpuszczę tę denną i kiczowatą "powieść" ^^
Ściskam ♥
Bądź tu teraz
O książce słyszę po raz pierwszy i jestem nieco skonfundowana.
OdpowiedzUsuńNie mam pojęcia, czy po nią sięgnąć, czy nie.
Mitologię kocham również, ale jeszcze nie zdążyłam sięgnąć po żadne z dzieł Ricka Riordana (koniecznie muszę to zrobić!)
Naprawdę poważnie się zastanowię! Przekonujesz ludzi!
Pozdrawiam i zapraszam do mnie na starą-nową recenzję "Leku na śmierć",
Isabelle West
Z książkami przy kawie
Czyli odpuszczam XD
OdpowiedzUsuńPs. Ja bym nie leciała do księgarni tylko do komputera, bo książki przez internet zamawiam ;)
Cast to mi się tylko kojarzy z Domem Nocy, ale nie mam pojęcia jak się nazywają pojedyncze książki, więc... czy to to? xD I tak czy siak nie mam zamiaru czytać, bo o powieściach Cast słyszę tylko opinie mniej więcej takie jak Twoja i nie mam ochoty na nie :D Wolę poświęcić czas na inne książki :D
OdpowiedzUsuń