źródło: www.empik.com |
Tytuł oryginalny: Before I Fall
Autor: Lauren Oliver
Ilość stron: 384
Wydawnictwo: Otwarte/Moondrive
Wydanie polskie: 2015
Wydanie oryginalne: 2011
Ocena: 5/10
Budzi cię dźwięk elektronicznego zegarka, który natychmiast uciszasz, pozwalając sobie na 'jeszcze kilka minut' snu. Leniwie otwierasz oczy, spoglądasz w okno, obrzucasz pokój przelotnym spojrzeniem. Odruchowo sięgasz po telefon, czytasz wiadomości, odpisujesz na nie... i nagle okazuje się, że dziś to wczoraj. Ciągle jest 12 lutego, ciągle jest Dzień Kupidyna. A ty nie wiesz, co się z tobą dzieje.
Samantha Kingston ma idealne życie, przyjaciółki, sławę... a przynajmniej tak jej się wydaje. Ale czy zmieni się pod wpływem pewnych wydarzeń w jej życiu?
Praktycznie każdy z nas wiele razy zarzekał się, że chciałby cofnąć czas, by zmienić coś w swoim życiu - wypowiedziane przypadkiem słowa, nieuzasadnione i głupie czyny czy cokolwiek, co w naszym przekonaniu sprawiłoby, że teraźniejsze życie stałoby się lepsze. Sama kilkakrotnie żałowałam, że wszystkie wehikuły czasu, magiczne portale i inne cudaczne przedmioty, pozwalające nam przenieść się do przeszłości są tylko wymysłem reżyserów czy autorów książek... ale w końcu doszłam do wniosku, że jeśli chcemy się zmienić, wystarczy kilka słów, kilka kroków czy jedno, naprawdę małe wydarzenie, które wywróci naszą przeszłość do góry nogami.
Ostatnimi czasy w ogóle nie mam na nic chęci - nie komentuję Waszych blogów, nie czytam
nowych postów, nie mam ochoty sięgać po nowe pozycje, a nawet moje ulubione książki nie wciągają mnie swoją wartką akcją, bez różnicy jak bardzo bym się nie starała wniknąć w historię przedstawioną na jej kartach: po przecudownym "Requiem" nie potrafiłam żadnym sposobem przekonać się do lektury czegokolwiek innego. Ten kompletny "zastój" książkowy trwa już od naprawdę długiego czasu, każda rozpoczęta przeze mnie powieść kończy się w najlepszym przypadku po stu stronach - potem po prostu się nudzę, i bohaterowie, i historia wydają mi się bezpłciowi i bezbarwni, a styl pisania autorów doprowadza mnie do białej gorączki... dlatego więc, sięgając po książkę jednej z moich ulubionych autorek szukałam czegoś, co pozwoli mi się oderwać od żmudnej i nudnej rzeczywistości, na nowo zatopić się w jakimś książkowym świecie i z satysfakcją uśmiechnąć się do siebie po jej skończeniu, umieszczając na honorowym miejscu w mojej biblioteczc. Stety, niestety, "7 razy dziś" nie była tą powieścią, która spełniła wszystkie moje wymagania.
Mówią, że początki zawsze bywają trudne, a ja w stu procentach muszę się zgodzić, że autorskie debiuty nie zawsze pozostają w mojej pamięci na dłużej, niż po prostu przeciętne książki, których fabułę zapomina się po kilku dniach od jej skończenia. Czasem ciężko mi uwierzyć, że autor, który w przyszłości stworzy tak idealne i interesujące powieści, pozwolił wyjść spod swojego pióra tak zupełnie niedopracowanej książce, ba!, zdobyła ona wiele nagród i umiejscowiła się na liście bestsellerów. Jednak kiedy tylko ujrzałam, że wydawnictwo Otwarte planuje reedycję debiutu jednej z moich ostatnich największych autorskich zaskoczeń, nie mogłam się oprzeć i natychmiast zabrałam się za jej lekturę. Właśnie w tym momencie, kiedy spojrzałam na pierwszą stronę, natychmiast zapomniałam o wszystkich moich sceptycznych przemyśleniach i nie wiadomo jak bardzo nastawiłam się na coś, co mnie zachwyci. Czasami naprawdę popełnia się błędy.
Styl pisania autorki jest... z pewnością zupełnie inny. Z "Delirium" zapamiętałam ją jako naprawdę elokwentną, wręcz czarującą słowami osobę, a tu... nie zaskoczyła mnie praktycznie niczym specjalnym, ot, warsztat pisarski jak tysiące innych. Na tym chyba najbardziej się zawiodłam - choć patrząc na fabułę, trudno wyobrazić mi sobie niektóre wydarzenia opisane typowo górnolotnymi wyrażeniami, podświadomie liczyłam na choćby jedno zdanie, które przypomni mi magię innej trylogii tej autorki. Słowa, jakimi posługuje pani Oliver są bardzo, bardzo proste, język młodzieżowy, a niektóre stwierdzenia wręcz infantylne, przynajmniej ja odniosłam takie nieprzyjemne wrażenie podczas lektury tej powieści.
Myślę, że wypadałoby wspomnieć w tym miejscu o fabule i kilku pobocznych wątkach, jakie autorka wplotła w "7 razy dziś". Kiedy przed jej przeczytaniem przeglądałam recenzje czy opinie innych na kilku książkowych portalach, wydał mi się on bardzo oryginalny i ciekawy - szkolna 'gwiazda', dzień Kupidyna i ciągłe deja vu, kogo by ten opis nie wprawił z stan zainteresowania? Ale podczas poznawania historii Samanthy Kingston i jej mega pustych przyjaciółeczek coraz bardziej wątpiłam w umiejętności pisarskie pani Oliver, a zaczynałam odliczać strony do końca tej 'ambitnej powieści'. Z początku interesujący pomysł na powtarzający się siedem razy ten sam dzień w życiu typowej, amerykańskiej gwiazdy high-schoolu, po trzech razach zaczął mi się koszmarnie nudzić - no bo ile razy można pisać to samo, z początku nie dodając żadnych nowych szczegółów czy wydarzeń? Myślę, że gdyby autorka powtórzyła Dzień Kupidyna tylko cztery, maksymalnie pięć razy, z pewnością sprawa wyglądałaby inaczej.
Postacie... no cóż, mimo swojej późniejszej zmiany Samantha nie przypadła mi do gustu, nie mówiąc nawet o jej psiapsiółkach, Elody, Ally i Lindsay - nigdy nie lubiłam takich pustych, zapatrzonych w siebie dziewczyn, którym wydaje się, że mają wszystko, a przedstawienie ich życia od bliższej strony wcale nie ułatwiło mi zrozumienia ich sposobu myślenia. Praktycznie jedyną osobą, którą udało mi się polubić jest Kent McFuller... ale tylko Ci, którzy czytali, wiedzą, o co mi chodzi.
Podsumowując, ani nie odradzam, ani nie polecam tej książki. Jeśli macie ochotę ją przeczytać, to czytajcie, spróbujcie, może Wam przypadnie do gustu bardziej niż mi. Mam nadzieję, że nie zawiedziecie się tak bardzo, jak ja.
Autor: Lauren Oliver
Ilość stron: 384
Wydawnictwo: Otwarte/Moondrive
Wydanie polskie: 2015
Wydanie oryginalne: 2011
Ocena: 5/10
Budzi cię dźwięk elektronicznego zegarka, który natychmiast uciszasz, pozwalając sobie na 'jeszcze kilka minut' snu. Leniwie otwierasz oczy, spoglądasz w okno, obrzucasz pokój przelotnym spojrzeniem. Odruchowo sięgasz po telefon, czytasz wiadomości, odpisujesz na nie... i nagle okazuje się, że dziś to wczoraj. Ciągle jest 12 lutego, ciągle jest Dzień Kupidyna. A ty nie wiesz, co się z tobą dzieje.
Samantha Kingston ma idealne życie, przyjaciółki, sławę... a przynajmniej tak jej się wydaje. Ale czy zmieni się pod wpływem pewnych wydarzeń w jej życiu?
Praktycznie każdy z nas wiele razy zarzekał się, że chciałby cofnąć czas, by zmienić coś w swoim życiu - wypowiedziane przypadkiem słowa, nieuzasadnione i głupie czyny czy cokolwiek, co w naszym przekonaniu sprawiłoby, że teraźniejsze życie stałoby się lepsze. Sama kilkakrotnie żałowałam, że wszystkie wehikuły czasu, magiczne portale i inne cudaczne przedmioty, pozwalające nam przenieść się do przeszłości są tylko wymysłem reżyserów czy autorów książek... ale w końcu doszłam do wniosku, że jeśli chcemy się zmienić, wystarczy kilka słów, kilka kroków czy jedno, naprawdę małe wydarzenie, które wywróci naszą przeszłość do góry nogami.
Ostatnimi czasy w ogóle nie mam na nic chęci - nie komentuję Waszych blogów, nie czytam
nowych postów, nie mam ochoty sięgać po nowe pozycje, a nawet moje ulubione książki nie wciągają mnie swoją wartką akcją, bez różnicy jak bardzo bym się nie starała wniknąć w historię przedstawioną na jej kartach: po przecudownym "Requiem" nie potrafiłam żadnym sposobem przekonać się do lektury czegokolwiek innego. Ten kompletny "zastój" książkowy trwa już od naprawdę długiego czasu, każda rozpoczęta przeze mnie powieść kończy się w najlepszym przypadku po stu stronach - potem po prostu się nudzę, i bohaterowie, i historia wydają mi się bezpłciowi i bezbarwni, a styl pisania autorów doprowadza mnie do białej gorączki... dlatego więc, sięgając po książkę jednej z moich ulubionych autorek szukałam czegoś, co pozwoli mi się oderwać od żmudnej i nudnej rzeczywistości, na nowo zatopić się w jakimś książkowym świecie i z satysfakcją uśmiechnąć się do siebie po jej skończeniu, umieszczając na honorowym miejscu w mojej biblioteczc. Stety, niestety, "7 razy dziś" nie była tą powieścią, która spełniła wszystkie moje wymagania.
Mówią, że początki zawsze bywają trudne, a ja w stu procentach muszę się zgodzić, że autorskie debiuty nie zawsze pozostają w mojej pamięci na dłużej, niż po prostu przeciętne książki, których fabułę zapomina się po kilku dniach od jej skończenia. Czasem ciężko mi uwierzyć, że autor, który w przyszłości stworzy tak idealne i interesujące powieści, pozwolił wyjść spod swojego pióra tak zupełnie niedopracowanej książce, ba!, zdobyła ona wiele nagród i umiejscowiła się na liście bestsellerów. Jednak kiedy tylko ujrzałam, że wydawnictwo Otwarte planuje reedycję debiutu jednej z moich ostatnich największych autorskich zaskoczeń, nie mogłam się oprzeć i natychmiast zabrałam się za jej lekturę. Właśnie w tym momencie, kiedy spojrzałam na pierwszą stronę, natychmiast zapomniałam o wszystkich moich sceptycznych przemyśleniach i nie wiadomo jak bardzo nastawiłam się na coś, co mnie zachwyci. Czasami naprawdę popełnia się błędy.
Styl pisania autorki jest... z pewnością zupełnie inny. Z "Delirium" zapamiętałam ją jako naprawdę elokwentną, wręcz czarującą słowami osobę, a tu... nie zaskoczyła mnie praktycznie niczym specjalnym, ot, warsztat pisarski jak tysiące innych. Na tym chyba najbardziej się zawiodłam - choć patrząc na fabułę, trudno wyobrazić mi sobie niektóre wydarzenia opisane typowo górnolotnymi wyrażeniami, podświadomie liczyłam na choćby jedno zdanie, które przypomni mi magię innej trylogii tej autorki. Słowa, jakimi posługuje pani Oliver są bardzo, bardzo proste, język młodzieżowy, a niektóre stwierdzenia wręcz infantylne, przynajmniej ja odniosłam takie nieprzyjemne wrażenie podczas lektury tej powieści.
Myślę, że wypadałoby wspomnieć w tym miejscu o fabule i kilku pobocznych wątkach, jakie autorka wplotła w "7 razy dziś". Kiedy przed jej przeczytaniem przeglądałam recenzje czy opinie innych na kilku książkowych portalach, wydał mi się on bardzo oryginalny i ciekawy - szkolna 'gwiazda', dzień Kupidyna i ciągłe deja vu, kogo by ten opis nie wprawił z stan zainteresowania? Ale podczas poznawania historii Samanthy Kingston i jej mega pustych przyjaciółeczek coraz bardziej wątpiłam w umiejętności pisarskie pani Oliver, a zaczynałam odliczać strony do końca tej 'ambitnej powieści'. Z początku interesujący pomysł na powtarzający się siedem razy ten sam dzień w życiu typowej, amerykańskiej gwiazdy high-schoolu, po trzech razach zaczął mi się koszmarnie nudzić - no bo ile razy można pisać to samo, z początku nie dodając żadnych nowych szczegółów czy wydarzeń? Myślę, że gdyby autorka powtórzyła Dzień Kupidyna tylko cztery, maksymalnie pięć razy, z pewnością sprawa wyglądałaby inaczej.
Postacie... no cóż, mimo swojej późniejszej zmiany Samantha nie przypadła mi do gustu, nie mówiąc nawet o jej psiapsiółkach, Elody, Ally i Lindsay - nigdy nie lubiłam takich pustych, zapatrzonych w siebie dziewczyn, którym wydaje się, że mają wszystko, a przedstawienie ich życia od bliższej strony wcale nie ułatwiło mi zrozumienia ich sposobu myślenia. Praktycznie jedyną osobą, którą udało mi się polubić jest Kent McFuller... ale tylko Ci, którzy czytali, wiedzą, o co mi chodzi.
Podsumowując, ani nie odradzam, ani nie polecam tej książki. Jeśli macie ochotę ją przeczytać, to czytajcie, spróbujcie, może Wam przypadnie do gustu bardziej niż mi. Mam nadzieję, że nie zawiedziecie się tak bardzo, jak ja.
Sam pomysł. pomysł wydaje się ciekawy. Mam nadzieje że ten zastój książkowy minie ci szybko. Może Dar Julii przeczytasz. Chętnie poznałabym twoja opinie na jej temat bo jej wiem czy czytać
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
blog--ksiazkoholiczki.blogspot.com
Niestety nie przeczytałam jeszcze drugiej części tej trylogii i nie wiem, kiedy będę mogła po nią sięgnąć. Wiele ludzi mówi, że końcówka ich zachwyciła, wiele, że zanudziła... ale chyba najlepiej przekonać się samemu :)
UsuńDar Julii Polecam!!! Cała trylogia jest moim zdaniem niesamowita. :)
Usuńhttp://zaczytan.blogspot.com/
7 razy dziś czytałam i choć na początku byłam sceptycznie nastawiona, to z kolejną stroną coraz bardziej się przekonywałam :)
OdpowiedzUsuńCóż- jeśli Ci się nie do końca podobała, będzie chociaż ładnie wyglądała na półce =D
Pozdrawiam serdecznie i mam nadzieję, że wróci Ci "wena" na czytanie :*
http://my-life-in-bookland.blogspot.com/
I tak nie miałam ochoty na tą książkę, więc teraz mogę ze spokojnym sumieniem ją sobie odpuścić :)
OdpowiedzUsuńUh, zupełnie nie mam ochoty przeczytać po tej recenzji ^^
OdpowiedzUsuńBardzo lubię autorkę i jej styl pisania. Niestety o tej książce nie słyszałam zbyt wiele bardzo pozytywnych opinii. Jest raczej oceniana jako "okej". Dodatkowo fabuła wydaje się mi znana i "oklepana ":)
OdpowiedzUsuńNo widze, ze kac ksiazkawy po trylogii Delirium nie odpuszcza :p Ale coz sie dziwic, skoro autorka zafundowala nam w niej tak wiele? I mozna by przypuszczac, ze wlasnie inna jej ksiazka moglaby tego kaca choc troche zwalczyc, ale jak widac na twoim przykladzie wcale nie musi tak byc :p
OdpowiedzUsuńPrzyznam sie ze rowniez jak Ty, gdy ujrzalam, iz wydawnictwo ponownie wyda 7 razy dzis ucieszylam sie i od razu zaplanowalam sobie je kupno, bo od dawna chcialam ja przeczytac ale niestety juz nigdzie jej nie bylo (przynajmniej tam gdzie szukalam). I mimo moich planow cos sie inaczej potoczylo i ksiazki po prostu nie kupilam, patrzac po recenzjach, ktore sie przewijaja przed moimi oczami - moze to i lepiej? Jednak jakos caly czas ma ochote poznac debiut pani Oliver, bo ciekawi mnie jej styl, pomysl i technika na samym poczatku kariery :p
Pozdrawiam
secretsofbooks.blogspot.com
Autorkę znam :) Jednak fabuła nie przekonuje mnie na tyle, żebym po nią sięgnęła. Wydaje się być "oklepana" :)
OdpowiedzUsuńMam zamiar przeczytać 7 razy dziś. Może mnie zaskoczy? Zobaczymy :) Naprawdę fajny blog :) Przydałaby się zakładka by można było obserwować bloga. ;) Jestem chętna do obserwacji :) Pozdrowionka :*
OdpowiedzUsuńhttp://zaczytan.blogspot.com/
Jak książka wpadnie w moje ręce to ja przeczytam ale jakoś nie czuje silnej potrzeby żeby ja mieć :)
OdpowiedzUsuńZastanawiałam się nad kupnem tej książki, ale chyba jednak zrezygnuję :)
OdpowiedzUsuńE, jakoś nie czuję się tym zainteresowana. Motyw powtarzania w kółko jednego dnia już znam, chociażby z anime "Haruhi Suzumiya the Yuutsu". Raczej nie przeczytam debiutu Lauren Oliver.
OdpowiedzUsuńBo kocham czytać!
Mnie właśnie też te dziewczyny denerwowały. Ogólnie książka nie była zła, ale bez szału.
OdpowiedzUsuńBudzi cię dźwięk budzika... NIEEEE! Litości ;-;. Dzisiaj to normalnie nie mogłam oczu otworzyć rano ;-;.
OdpowiedzUsuńPodróże w czasie <3. Tak, mam spaczoną psychikę przez Doktora.
Ale w sumie to raczej nie chciałabym zmieniać czegoś w swoim życiu. Wierzę, że wszystko dzieje się z jakiegoś powodu ;). Nooo, może mogłaby użyć Zmieniacza Czasu Hermiony, żeby trochę dłużej pospać... Niestety, kupiłam (taką podróbę Noble Collection xD) i nie działa :C. :P
Widzę, że kac ksiażkowy pełną parą.
Tej faktycznie, to ta sama autorka :P. Nie zorientowałam się.
Sama książka to naprawdę fajny pomysł - przeżyć drugi raz ten sam dzień. Ale może niekoniecznie siedem razy... Coś czuję, że główna bohaterka przyprawiałaby mnie o mdłości :/.
Chyba można by tę książkę dopracować, no ale tak to już bywa z debiutami.
"7 razy dziś" na pewno nie kupię z własnej kieszeni, ale jak się natrafi jakaś fajna promocja albo wymiana, to w sumie dałabym jej szansę jako taki odstresowywacz ;).
City of Dreaming Books
Troche mnie zaciekawiła, a trochę nie. Nie przekonuje mnie fabuła, wydaje się oklepana. Może kiedys będę miała okazje po nią sięgnąć ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam również do mnie :*
www.biblioteczkapati.blogspot.com
Zupełnie nie mam ochoty na tę książkę...niby fabuła wydaje się być ciekawa, ale to chyba nie moja bajka :) Pozdrawiam :) /Claudie
OdpowiedzUsuńFabuła do mnie jakoś nie przemawia, ale może kiedyś przeczytam.:)
OdpowiedzUsuńChoć nie przepadam za Lauren Oliver, chciałabym przeczytać tę książkę. ;) Jej styl właśnie nie podobał mi się w Delirium, więc skoro tu jest inny - to może mi przypadnie do gustu. ;D
OdpowiedzUsuńCzytałam tę książkę w zeszłe wakacje i mam podobną opinię. Spodziewałam się po niej czegoś o wiele lepszego - zakończenie rozłożyło całą lekturę na łopatki. Zniechęciłam się do twórczości Lauren Oliver, ale skoro piszesz, że ,,Delirium'' to inna bajka - może jednak spróbuję.
OdpowiedzUsuńhttp://papierowenatchnienia.blogspot.com/