poniedziałek, 19 września 2016

"Gwiazd naszych wina" - John Green

Hazel Grace Lancaster od kilku lat choruje na raka tarczycy. Dziewczyna jest przekonana, że nie pozostało jej wiele czasu, a nawet jej wyproszone przez lekarzy i silne leki życie jest efektem ubocznym umierania - dnie spędza na oglądaniu powtórek maratonów America's Next Top Model, czytaniu w kółko tej samej książki i chodzeniu na grupę wsparcia. Właśnie na niej pewnego dnia Hazel poznaje Augustusa Watersa, chłopaka, którego kilka lat temu kostniakomięsak pozostawił z protezą prawej nogi i sarkastycznym podejściem do życia. I dopiero wtedy jej życie nabiera rozpędu... niczym rollercoaster, który nieustannie pędzi w górę. 

John Green. 
19 razy Katherine, którego przełknąć nie mogłam.
Papierowe miasta, z pozoru dobre, lecz po upływie kilku miesięcy pozostawiające po sobie  nieznanego pochodzenia niesmak.
Will Grayson, Will Grayson, porzucony po kilkunastu stronach nieudolnej próby wciągnięcia się w jeszcze bardziej nieudolnie wymyślaną fabułę.
I Gwiazd naszych wina - książka, po której miałam płakać, drzeć się wniebogłosy, wyrywać sobie włosy z głowy i dosłownie zapominać języka w gębie, kiedy przyjdzie do wykrztuszenia na jej temat choćby pięciu składnych słów. Gwiazd naszych wina, które wstrząsnęło wieloma na tyle, że hurtem zdobywało nagrody przyznawane przez rozochoconych na więcej Greenowskiej fikcji czytelników.
Gwiazd naszych wina, które w moim odczuciu jest... bardzo średnie. 
Czuję, że powinnam z góry to zaznaczyć - ciężko czyta się i do tego czerpie przyjemność z lektury książki, której zakończenie i w zasadzie wszystkie zwroty akcji zna się od dobrych paru lat. Przyznajmy się, czy nałogowo przebywając w Internecie, w dodatku w społeczności czysto książkowej (i czasami przy tym wyjątkowo okrutnej) da się wystrzec spoilerów tych wyjątkowo poczytnych książek? Może niektórym się to udało. Mnie w każdym razie zwieńczenie wyciskacza łez znanego inaczej jako Gwiazd naszych wina krótko pozostało niewiadome i interesujące, a nawet po jego poznaniu nie czułam wyjątkowego pociągu by zagłębić się w historię.
Także można uznać, że przeprowadziłam pewien eksperyment - czy po odjęciu momentu, w którym wszyscy czytelnicy wypłakują sobie oczy, rzucają książką o ścianę i od razu zabierają się do pisania dziesięciogwiazdkowej recenzji fenomen Greena nadal pozostaje... fenomenem? 
Cieszę się, że autor poruszył tak ważny temat, jakimi są nieuleczalne choroby, szczególnie wśród nastolatków. Uważam, że takie książki są potrzebne, o ile twórca ugryzie je od dobrej strony, nie ignorując ani też nie przesadzając z głównym wątkiem - tyle że w przypadku Greena od samego początku czułam pewien niewyjaśniony niedosyt. Czy tylko ja nie przepadam za momentami, kiedy temat choroby tak naprawdę traktowany jest po macoszemu, bardziej żartobliwie niż realistycznie? Właśnie, chyba nie jestem jedyna. A brnąc coraz dalej w historię Hazel i Augustusa musiałam się przygotować na to, jak niezrozumiale i po łebkach to wszystko zostanie nam wytłumaczone. Czułam się tak, jakby Green pisząc o raku, wiedział o samym przebiegu tyle, ile i ja sama - z przeprowadzonych w pośpiechu lekcji biologii, reklam telewizyjnych i ulotek rozdawanych na ulicy, sugerujących, byśmy badali się częściej. Gdzie jakiś klimat zbliżającego się końca, euforia wyzdrowienia, małe sukcesy osiągane poprzez pokonywanie kolejnych etapów ciężkiej walki? Gdzie? 
Być może ktoś pamięta, jakie zdanie miałam o bohaterach Greena, używając przy tym słowa przelektualizowani. I tutaj, ku mojemu najmniejszemu zdziwieniu, wcale nie było inaczej - i Hazel, i Augustus posługują się słownictwem co najmniej z ubiegłego wieku, używają skomplikowanych metafor i ogólnie nie mają w sobie prawie nic, co wypadałby mieć każdy przeciętny nastolatek. Nie mówię tu ani nie sugeruję, że takich ludzi nie ma albo co gorsza, że jestem do tego typu nastawiona negatywnie, tyle że... ciężko było mi czytać o osobach, z którymi utożsamienie graniczyło prawie z cudem. Naprawdę ciężko. I przypuszczam, że gdyby nie Isaac, przysłowiowy promyczek słońca, którego pokochałam całym sercem, powieść ta dostałaby ode mnie o wiele niższą notę. 
Styl pisania Greena lubię. Jest zabawny, wie, kiedy wprowadzić więcej akcji, a kiedy zwolnić, zaskakuje i opisuje zaistniałe wydarzenia w ciekawy, niespotykany sposób. Może i to nieprawdopodobne, ale jak irytują mnie jego przemądrzali bohaterowie, tak żartobliwy styl pisania uwiódł mnie i myślę, że to właśnie przez niego historia Gwiazd naszych wina jest taka barwna. Autor niesamowicie oddał realia Ameryki, Amsterdamu, uczucia bohaterów i myśli, jakie w gruncie rzeczy każdy ma. I chyba właśnie dlatego chyba najbardziej poważna książka Greena wcale nie była taka zła. 
Polecam, nie polecam... zastanawiam się, czy jest komu, skoro chyba wszyscy żyjący już ją przeczytali. Jednak jeśli lubisz oryginalny humor, warty poruszenia temat i parę ciekawych wydarzeń, dla których jednak dobrze się trochę przemęczyć, to w sumie czemu nie.

Ocena - 7/10

Zdjęcie pochodzi ze strony www.lubimyczytac.pl

24 komentarze:

  1. Dla mnie również "Gwiazd naszych wina" jest średnią książką. Myślałam, że skoro większość osób tak się nią zachwycała to mi się spodoba. Niestety zakończenie przewidziałam już po kilku pierwszych rozdziałach. Hazel mnie irytowała właśnie tym swoim dziwnym językiem z ubiegłego wieku. Największym plusem tej książki jest temat jaki porusza.
    Pozdrawiam, Ola
    bookwithhottea.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Recenzja świetna, jednak cię zaskoczę ;)
    Nie wszyscy przeczytali tę książkę! Ja nie! :)
    W sumie to nie wiem czemu, dużo o niej słyszałam, ale jakoś nigdy nie miałam okazji, a może nawet ochoty po nią sięgnąć. W każdym razie, jeszcze raz powtórzę: Super recenzja!
    Pozdrawiam :)) Hana z http://hejhana.blogspot.com/ ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam bardzo podobne zdanie do Twojego. Jak czytałam, wydawała mi się średnia. Tym razem film okazał się lepszy. ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Też lubię Isaaca ;)
    Chyba troszkę się czepiasz - to nie jest podręcznik do medycyny, a książka dla MŁODZIEŻY, którą średnio interesują fakty na temat jakiejkolwiek choroby :P Jeśli chcesz realnie przedstawionego obrazu nieuleczalnie/śmiertelnie chorej osoby to polecam Ci "Bez mojej zgody" i "Kruchą jak lód" Jodi Picoult.
    Na Twoją ocenę faktycznie mogła wpłynąć znajomość zakończenia, wiem z autopsji, że odbiera to dużo radości z czytania i odkrywania danej historii.
    Reszty książek Greena (jeszcze) nie znam, więc nie będę go krytykować ani chwalić.

    Pozdrawiam serdecznie,
    Paulina z naksiazki.blogspot.com ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Sama uwielbiam Johna Greena, ale przyznam, że niektóre jego powieści zwyczajnie mnie zawiodły. ,,19 razy Kathrine" było jedną z najgorszych książek, jakie czytałam, a ,,Will Grayson, Will Grayson" oraz ,,Gwiazd naszych wina" były zwyczajnie... przeciętne. Natomiast polubiłam tego autora głównie dzięki ,,Papierowym miastom" i ,,Szukając Alaski". Sama nie postrzegam opisywania ciężkiej choroby jak żartu jako czegoś złego. Przyznam, że mam związane z tym pewne doświadczenia życiowe i myślę, że w niektórych sytuacjach jest to najlepszy sposób na radzenie sobie z bólem i chorobą. ;) Jedną z moich ulubionych scen w tej książce był ,,przedpogrzeb" Augustusa, który (może to banalne) mocno mnie wzruszył. Czasem myślę, że też chciałabym usłyszeć, co moi przyjaciele powiedzieliby na moim pogrzebie. Sama książka, jak już wspomniałam, nie należy, według mnie, do najlepszych powieści Johna Greena, ale ma w sobie momenty, które zdecydowanie chwyciły mnie za serce. Jeśli nie czytałaś, polecam Ci też ,,Szukając Alaski", która osobiście podobała mi się bardziej niż GWN :)
    Pozdrawiam cieplutko i zapraszam do siebie na rozdanie
    Dominika z Books of Souls

    OdpowiedzUsuń
  6. Jakoś nie moge się do niej przekonać. Z reguły nie lubię się z tymi "genialnymi" pozycjami młodzieżowymi. Dlatego znając mnie, tylko obejrzę film. :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Moja przygoda z twórczością Greena zaczęła się od Gwiazd naszych wina i absolutnie tego nie żałuje :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Czytałam tę powieść ładnych parę lat temu i muszę przyznać, że im więcej lat mija, tym gorsze mam o niej zdanie. Nie mogę nawet powiedzieć, że darzę ją swego rodzaju sentymentem, bo minęłabym się z prawdą. A w pierwszej chwili po lekturze byłam nią zachwycona, zabujana i wszystko razem -,-' Właściwie muszę się zgodzić co do tego, że temat raka w tej książce został troszkę zlany. Choć z drugiej strony nie znam książki (dla młodzieży), w której zostałby on godnie potraktowany...

    Pozdrawiam
    Kasia z bloga KsiążkoholizmPostępujący

    OdpowiedzUsuń
  9. Niezliczoną ilość razy czytałam tę książkę. Podobnie jak do Harry'ego Pottera mam do niej sentyment. Styl Greena jest idealny, a metafory używane przez bohaterów dają wiele do myślenia. Może czasami są wciśnięte na siłę, ale to nie zaprzecza, że Green jest dobry.
    Choroba według mnie była przedstawiona w należyty sposób, gdyż autor nie mógł opisać swoich własnych uczuć i emocji, tylko musiał sobie wszystko wyobrazić - wejść w skórę chorego. Nie jest to łatwe, a i tak jest to coś więcej niż wiedza z ulotek.
    Ufff, ale się opisałam. Myślę, że się nie obrazisz, akceptuję twoją opinię, ale poczułam że muszę też swoje zdanie wyrazić.
    Super recenzja!

    OdpowiedzUsuń
  10. Czytałam jakiś czas temu. W pewnym sensie mnie poruszyła, ale też nie na tyle, na ile myślałam, że będzie. W zasadzie wszyscy się wokół właśnie zachwycali, a dla mnie to było takie okej, ale bez szału.
    Pozdrawiam,
    A.

    http://chaosmysli.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  11. Uwielbiam ją! :)
    justboooks.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  12. Jakoś nie mogę się przełamać do twórczości Greena. Próbowałam chyba z książką Wróć, jeśli pamiętasz czy jakoś tak, ale nie zaiskrzyło. I chyba się nie zdecyduję tym bardziej, że opinie są dość skrajne.

    Pozdrawiam
    Kejt_Pe
    ukryte-miedzy-wersami.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  13. Mi książka bardzo się spodobała, ale może odniosłam trochę inne wrażenie, ponieważ czytałam ją już jakiś czas temu, kiedy nie miałam zbyt wysokich wymagań co do literatury młodzieżowej. No i mimo wszystko zakończenie nie zostało mi zaspoilerowane, więc końcówka książki też była poniekąd zaskoczeniem. Ogólnie jednak, nie jestem zbyt wielką fanką twórczości Greena, "Papierowe miasta" niby ciekawe, ale rzeczywiście po kilku miesiącach odchodzą w zapomnienie.
    Zapraszam też do siebie na konkurs :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Cały czas zamierzam ją przeczytać i do tej pory jakoś nie znalazłam na nią czasu :/ Zobaczę czy mi się spodoba :)

    Pozdrawiam!
    http://czarodziejka-ksiazek.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  15. Ja jeszcze nie czytałam tej ksiażki, jakoś nie specjalnei mnie do niej ciągnie. Może kiedyś się skuszę, na dziś nie mam na nią ochoty :)

    OdpowiedzUsuń
  16. To prawda, czasami jest nam trudno czytać jakąś książkę, gdy słyszeliśmy tyle spojlerów. Ale tu ciebie zaskoczę, ja nie czytałam tej książki! Słyszałam o niej, lecz nie udało mi się przeczytać. xD Więc z chęcią to zrobię, gdy ją znajdę w bibliotece :)
    Pozdrawiam!
    nastolatka-marzycielka.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  17. Pięć lat temu mi się podobała. Pamiętam, że nieźle się na niej uśmiałam. W sumie dziwne, że dalej sięgasz po książki Greena skoro widać, że to raczej nie Twoja bajka. Dla mnie jego książki są typowo młodzieżowe - fajne, lekkie, na jeden wieczór, z przesłaniem. Niestety ja chyba już tego wyrosłam i szukam czegoś powazniejszego w książkach. Dlatego sobie odpuszczam ;)

    Pozdrawiam, Przy gorącej herbacie

    OdpowiedzUsuń
  18. Miałam to szczęście, że spoilery nie dotarły do mnie zanim przeczytałam książkę i mogłam to... przeżyć. Historia przedstawiona w "Gwiazd naszych wina" mi się podobała, przyznam się nawet, że w pewnym momencie popłynęły łzy, ale ostatecznie nie oceniam książki jako "świetnej" czy też "genialnej". Miła lektura, faktycznie wzruszająca, ale to chyba tyle.

    Pozdrawiam, Królowa Książek.

    OdpowiedzUsuń
  19. Czytałam tego autora ,,Papierowe miasta" i spodobały mi się :) GNW widziałam film i bardzo mi się podobał i książkę również mam w planach ♥ Może mi się bardziej spodoba :)
    Buziaki
    Viks Follow

    OdpowiedzUsuń
  20. Jak ja uwielbiam Twoje recenzje, czasem mam wrażenie ze wyrażasz wszystko to co człowiek chce powiedziec a brakuje mu słów. Osobiście książkę uwielbiam, bo choć styl Johna Greena u mnie wypada kiepsko to właśnie ta jedyna mnie przekonała, że autor cos ciekawego ma do przekazania. Masz rację jeśli chodzi o język jakiego używają Hazel i Gus- nastolatki zazwyczaj idą na tak zwane ,,skróty" i wolą powiedzieć coś o wiele prościej. Ale sa wyjątki od reguły.
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  21. Mi ta książka bardzo się podobała, może nie była jakaś zachwycająca czy coś, ale mimo to jako obyczajówka była bardzo fajna. Miło mi się ją czytało i była całkiem przyjemna. Dość dawno ją czytałam dlatego nie pamiętam dokładnie moich odczuć, ale z tego co pamiętam łezka mi przy końcówce z oka poleciała.
    Ogromnie cię podziwiam za to, że pomimo iż poprzednie książki tego autora cię nie zachwyciły, a przez niektóre nawet nie przebrnęłaś to nadal chciałaś spróbować :D Ja Greena czytałam tylko "GWN" oraz "Papierowe miasta". O "GWN" już się przed chwilą wypowiedziałam, a co do "PM" to podobały mi się, ale nie zrobiły na mnie jakiegoś ogromnego łał. Były dobre, ale gorsze od jedynki i pamiętam, że przy końcowych rozdziałach już się troszkę nudziłam. Ale ogólnie lubię styl pisania tego autora i jego pomysły, dlatego na pewno w niedalekiej przyszłości sięgnę również po jego inne książki :)
    Buziaki :*
    Pomiędzy Wersami

    OdpowiedzUsuń
  22. Nominowałam Cię do Tagu! Zobacz :)
    http://czarodziejka-ksiazek.blogspot.com/2016/09/dream-about-book.html

    OdpowiedzUsuń
  23. Naprawdę świetna recenzja!
    No nie każdy czytał, natomiast ja tak. Moją dokładniejszą opinię znajdziesz tutaj: http://nerdprostozksiazki.blogspot.com/2016/02/to-nie-nasza-lecz-gwiazd-naszych-wina.html
    Jeszcze raz powtórzę naprawdę świetnie piszesz i będę wpadać częściej. Oczywiście zostawiam swoją obserwację :)
    Pozdrawiam
    http://nerdprostozksiazki.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  24. Oglądałam tylko film, historia spodobała mi się, ale nie zapadła mi w pamięci tak, jak inne :)

    OdpowiedzUsuń